Prawo trzeba stworzyć od nowa
Z Marcinem Kołodziejczykiem, współinicjatorem i rzecznikiem ruchu Niepokonani 2012 rozmawia Anna Raczyńska
Dialog czy konfrontacja – w jaki sposób Niepokonani będą teraz rozmawiać z władzą?
Zarząd stowarzyszenia przygotuje niebawem i przedstawi nową strategię działania, ponieważ poprzednia zawiodła. Postawiliśmy na spokojną retorykę, a nie agresję, i dwa lata konsekwentnie trwaliśmy w tym postanowieniu. Niestety, władza nie raczyła zauważyć naszego zaproszenia do rozmowy, więc ludzie doszli do wniosku, że skoro dialog nie jest skuteczną formą nacisku, czas na zmianę. To nie jest opcja, z którą się chętnie utożsamiam. Osobiście nie odpowiada mi zaostrzenie kursu. Ale to nie ja mam rację. Racja jest po stronie tych, którzy mówią: jeśli nikt nie chce z nami rozmawiać, to z kim ten dialog? Jak długo można się odbijać od ściany? A przecież chodzi o pilne rozwiązywanie niezwykle ważnych problemów.
Obojętność władzy to nie jest jedyny niepokojący sygnał nieskuteczności stowarzyszenia. Do dziś nie ma pełnego rejestru nadużyć funkcjonariuszy państwa wobec przedsiębiorców. A to jest konkretny dowód w walce z represyjną biurokracją.
OK. Założenie, że ruch społeczny powinien być skuteczny, jest słuszne. Tylko proszę nie zapominać, że powołali go ludzie poszkodowani, pozbawieni majątku, często po wielkiej traumie w więzieniach czy aresztach wydobywczych. I nadal działamy bez zewnętrznego finansowania, bez grantów. W takich warunkach naprawdę trudno stworzyć superskuteczną organizację. Może wyszliśmy też ze zbyt naiwnego założenia, że jeśli podzielimy się naszym doświadczeniem, ujawnimy jaskrawe przykłady urzędniczych nadużyć, władza się nad tym pochyli i zastanowi, jak im w przyszłości zapobiec. Tymczasem władza udaje, że nas nie ma. Dlatego muszę przyznać pani rację. Nie jesteśmy skuteczni.
Stowarzyszenie chce zabrać państwo politykom i oddać je obywatelom. Tylko obywatele muszą tego chcieć. A będą chcieli, jeśli dostrzegą skuteczność i sens działania.
To jest pytanie z tezą, ale ja się z nią zgadzam. Polacy są wyjątkowo aktywnymi biorcami i zarazem wyjątkowo biernymi dawcami aktywności społecznej. Już pierwsze po wojnie wolne wybory samorządowe z maja 1990 r. pokazały, że społeczeństwo nie jest zainteresowane braniem współodpowiedzialności za władzę. Do urn poszło wtedy 42 proc. obywateli, a z upływem czasu jest coraz gorzej. Dlatego politycy robią, co chcą, a my nie mamy żadnej legitymacji do tego, by powiedzieć: zabraliście nam nasz kraj. Bo tak naprawdę myśmy go sami oddali. Odwrócenie tego procesu jest teraz bardzo trudne i wymaga czasu.
Niepokonani próbują naprawiać państwo, zaczynając od reformy wymiaru sprawiedliwości. Czy to nie jest problem wtórny? Może trzeba zacząć od uproszczenia systemu podatkowego?
Taki postulat również znalazł się wśród naszych najważniejszych celów. Proszę jednak pamiętać, że żadne prawo, nawet najbardziej skomplikowane i niejednoznaczne, nie upoważnia do stosowania takiej represji, jakiej doświadczyli ludzie, którzy współtworzą dziś nasze stowarzyszenie. W jednym z postulatów domagamy się wprowadzenia do Kodeksu postępowania administracyjnego i odpowiedzialności prawnej zasady, że wszelkie wątpliwości i dwuznaczności interpretacyjne, wszelkie przeciwstawne przepisy, wyroki i decyzje powinny być rozstrzygane na korzyść podatnika. Czy naprawdę trzeba polskim sędziom przypominać o fundamencie naszej cywilizacji? Najwyraźniej tak. Dlatego reforma wymiaru sprawiedliwości jest dla nas kluczowa. Bo to on musi postawić tamę absurdom, położyć kres głupocie, niekompetencji, złośliwości i bezduszności urzędników. To sądy mogą im ukrócić przestrzeń do nadużyć. Choć oczywiście mamy świadomość istniejących tu ograniczeń. Możemy się spotkać raz na dwa lata w Sali Kongresowej, wskazać zżerane przez patologię obszary życia publicznego i proponować program naprawczy. To wszystko.
A gdzie wsparcie organizacji zrzeszających przedsiębiorców? Są słabe czy słabo zainteresowane?