Giger z planety Ziemia
H. R. Giger zmarł 12 maja tego roku na skutek obrażeń odniesionych w wypadku. Miał 74 lata i wygląd nieco nieśmiałego mężczyzny w wieku już jesiennym. A był jednym z największych artystów plastyków II połowy XX w. – przynajmniej wśród twórców fantastyki
W 1979 r. światową premierę miał film Ridleya Scotta „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”. Do tak mrocznej fantastyki na kinowym ekranie widzowie baśniowych „Gwiezdnych wojen” i „Star Treka” nie byli przyzwyczajeni. O oryginalności dzieła decydowały klaustrofobiczna, pełna grozy atmosfera i nasączająca zmysły niepokojem estetyka. Oba aspekty obrazu łączyła w spójną i przerażającą całość postać tytułowego obcego, ksenomorfa rodem z najgorszych koszmarów sennych. Ociekający śluzem potwór o czarnym, metalicznie połyskującym pancerzu był wystarczająco ludzki, aby widzieć w nim istotę inteligentną, i na tyle zarazem insektoidalny, by obudzić czające się w podświadomości lęki. I był obcy nawet dla twórców filmu, bo autorstwo projektu należało do artysty spoza ścisłej ekipy. Jedno z najbardziej rozpoznawalnych w kulturze popularnej – i nie tylko – wcieleń bezinteresownego zła zrodziło się w wyobraźni szwajcarskiego plastyka, Hansa Rudolfa Gigera, cieszącego się już wówczas pewnym uznaniem na Zachodzie, choć znanego przede wszystkim w hermetycznym świecie artystycznej i intelektualnej awangardy.
Obcy z filmu Ridleya Scotta, ociekający śluzem potwór o czarnym, metalicznie połyskującym pancerzu, to budzące grozę połączenie istoty myślącej z insektoidalną
Wykreowane przez Gigera monstrum zostało docenione: cały zespół odpowiedzialny za efekty specjalne, a w jego składzie artysta, został uhonorowany statuetką Oscara. Współpraca ze Scottem nie była jedyną wyprawą Szwajcara do krainy kina, ale bez wątpienia najbardziej owocną. Dzięki niej Giger zyskał światową sławę, niemniej jednak ten sukces okazał się również klatką, w której malarz został uwięziony wraz ze swoją bestią – do dzisiaj w wielu biogramach Gigera udział w realizacji „Obcego” wymieniany jest na pierwszym miejscu jako jego najważniejsze, a w każdym razie najsłynniejsze osiągnięcie artystyczne. Takie zaszeregowanie wpłynęło w pewnym stopniu na recepcję jego twórczości i utrwaliło wizerunek artysty jako ilustratora wizji fantastycznych. A to ogromne uproszczenie, które może zniechęcić do przyjrzenia się w skupieniu tej wielowymiarowej, przeszywającej na wskroś swoją epokę spuściźnie. Warto zatem pokusić się o próbę zerwania etykiet i zasiąść z Gigerem do gry w imaginację.
Obcy z Chur
Hansruedi, jak nazywali go bliscy, lub po prostu „Gige”, urodził się w 1940 r. w Chur, malowniczej stolicy jednego ze szwajcarskich kantonów, mieście jakby ręką malarza wkomponowanym w dolinę Renu, uchodzącym za najstarsze w Szwajcarii, kuszącym łagodnymi, pastelowymi barwami, które na Gigerze nie robiły najwyraźniej większego wrażenia. Bardzo wcześnie wybrał swoje kolory: czerń, która jest brakiem światła – podobno jako dziecko obrał sobie za pokój zabaw jedyne w rodzinnym domu pomieszczenie pozbawione okien – przybrudzoną biel, grafit, zimny błękit. I swoją drogę. Ojciec, chemik, namawiał syna na studia farmaceutyczne, uważając plastyczne poszukiwania syna za ciekawe, ale zupełnie niepraktyczne hobby. Giger nie ustąpił i trafił do uczelni artystycznej, obierając za jeden z głównych kierunków wzornictwo przemysłowe. Wydawać by się mogło, że to specjalizacja bardzo odległa od idei czystej sztuki, w każdym razie w jej potocznym rozumieniu. Ale świat wkraczał właśnie w apogeum ery technologicznej, odkrywał piękno układów scalonych, mechaniki i tworzyw sztucznych. Automatyczne substytuty ludzkiego ciała wypełniały przestrzenie codzienności, człowiek otaczał się przedmiotami użytecznymi i doskonałymi formalnie, sam zaś stawał się w coraz większym stopniu nie tyle ich właścicielem, co „centralną jednostką sterującą”.Lata 60., czasy studenckie Gigera, to oczywiście także dekada młodzieżowej rewolty i wielkich przemian społecznych i obyczajowych. Młody artysta mieszkał wtedy w Zurychu, tutaj organizował swoje pierwsze wystawy, a znajomi z bohemy artystycznej miasta utrwalali je na taśmie filmowej lub fotograficznej i pomagali w nawiązywaniu kontaktów. Życie towarzyskie i nieformalne środowiska przeplatało się z obowiązkami zawodowymi i pracą twórczą. W tym kręgu Giger spotkał Li Tobler, szwajcarską aktorkę i modelkę, która stała się jego towarzyszką życia w następnych latach. Być może już wtedy zetknął się z Timothym Learym, guru pokolenia dzieci kwiatów. Nic dziwnego, że na pracę projektanta mebli, dzięki której zarabiał na życie, wkrótce zabrakło mu już czasu.