Nietykalni
Jak sędziowie uczynili z Polski państwo bezprawia
Przykład lekceważenia prawa własności idzie z góry. Uważny za ciało sądownicze Trybunał Konstytucyjny (faktycznie będący trzecią izbą parlamentu, wybieraną przez polityków w celu kontroli jakości uchwalanego przez nich prawa i ochrony konstytucji) wydał w ostatnim ćwierćwieczu szereg oburzających wyroków. I tak uchylił się od ocenienia zgodności z konstytucją dekretu o reformie rolnej, a gdy stwierdził niezgodność pobierania nieograniczonej składki na ZUS przy ograniczonej emeryturze, nie nakazał oddania niesłusznie zabranych pieniędzy. Co więcej – na przykład w 2004 r. oddalił skargę firmy, którą gmina Poznań wywłaszczyła w 1998 r. z należącej do niej drogi, a odszkodowanie wypłaciła po czterech latach bez odsetek, chociaż wartość odszkodowania w wyniku inflacji spadła o 25 proc. Zdaniem sędziów TK takie postępowanie było zgodne z prawem, ponieważ odszkodowanie za skonfiskowane przez państwo mienie nie musi w pełni rekompensować poniesionej straty.
Nieefektywność systemowa
Polscy sędziowie nie tylko nie poradzili sobie z bagażem historycznym, ale także od ćwierć wieku nie są w stanie uczynić z sądów sprawnego urzędu obsługującego obywateli. Odzyskanie długu za pośrednictwem polskiego sądu trwa – według raportu „Doing Business” z 2014 r. – średnio aż 685 dni. Wbrew temu, co twierdzą sędziowie, ich nieudolność nie wynika z braków kadrowych. Mamy około 10 tys. sędziów, podczas gdy dwa razy większa Francja ma ich 5 tys. To nie jest tak, że problem nieefektywności sędziowskiej i jej przyczyn jest korporacji nieznany. „Nadmierna komplikacja procedur, obarczanie orzeczników obowiązkami biurokratycznymi, zbyt duża liczba sędziów. Już dawno staliśmy się urzędnikami, również pod względem mentalnym. Czas przywrócić sędziemu należną rangę” – posumowała dwa lata temu na łamach kwartalnika „Na Wokandzie” (nawokandzie.ms.gov.pl) sędzia Jolanta Machura-Szczęsna. „To paradoks: im więcej sędziów i innych urzędników sądowych, tym dłuższe procedury, powolniejsze postępowanie, tym więcej zadań urzędniczych spadających na sędziego” – pisała Machura-Szczęsna. Jej zdaniem sędziowie często angażowani są do zajmowania się procedurami, w których ich obecność nie jest konieczna. I podaje przykład spraw rejestrowych i wieczystoksięgowych, „które ilościowo dominują w statystykach, nie ma w ogóle potrzeby udziału sędziów, nawet na funkcjach kierowniczych, mimo to sędziowie nadal w nich orzekają, podczas gdy brakuje ich w innych wydziałach”.
Rachunek za tę systemową i trwającą od ćwierć wieku nieudolność płaci polska gospodarka (trzeba oczywiście zaznaczyć, że zmiany idą w korzystnym kierunku, jednak za wolno), czyli wszyscy obywatele.
Szybki i sprawiedliwy sąd to dla przedsiębiorców podstawa prowadzenia interesów. Według wspomnianego raportu „Doing Business” polski przedsiębiorca nie tylko potrzebuje na rozstrzygnięcie sporu przed sądem około 2 lat, ale także musi przejść 33 procedury i wydać jedną piątą należności. Daje to Polsce 55. miejsce na 189 badanych gospodarek.
W powszechnym odczuciu obywateli Polska jest państwem bezprawia. Nieefektywność sądów sprawia, że w naszym kraju opłaca się oszukiwać. Są tabuny oszustów, którzy wykorzystują to, że koszty i czas, jaki zajmuje przeprowadzenie procesu sądowego, czynią ich faktycznie bezkarnymi. Prokuratura nie chce ich ścigać, uważając, że ich działania nie są sporem kryminalnym, tylko sporem cywilnym.
Z drugiej strony mamy nagłaśniane absurdalne wyroki sądowe, które sprawiają, iż ludzie zaczynają traktować sądy jako zło konieczne, a nie normalny sposób rozwiązywania sporów – jak jest np. w krajach anglosaskich. Sędziowie, podobnie jak politycy, przyzwyczaili się do tego, że nie ponoszą odpowiedzialności. Po 1989 r. skazano tylko kilku mniej znaczących polityków. Chociaż w wypadku niektórych dowody były pokazywane przez media publicznie. Nie była to kwestia braku chęci sędziów do osądzenia polityków, ale prokuratury, która nie decydowała się na postawienie zarzutów.