Przekręt stulecia
Nikt nie chce ścigać banksterów kradnących nasze pieniądze
Teoria spisku
Wrocławski przedsiębiorca Józef Białek w wydanej kilka miesięcy temu książce „Czas spekulantów” przekonuje, że manipulowanie kursami walut przez banki miało w Polsce charakter zorganizowanego przestępstwa. Jego zdaniem bankierzy, mając świadomość, że euro i frank szwajcarski będą się wzmacniać, starali się wpakować w pułapkę opcji walutowych lub kredytu jak najwięcej firm i osób. W 2008 r. jeden z jego znajomych uczestniczących w spotkaniu Lions Club w Bangkoku, organizacji działającej na rzecz globalizacji, po przyjeździe do Polski udzielił mu rady: „Słuchaj, ropa spadnie ze 160 dolarów do 100, a dolary kupuj przy 2 złotych, bo bardzo szybko pójdą do góry. Taki jest plan”.
Dolar wówczas spadał, euro z kolei kosztowało 3,4 zł i analitycy bankowi przewidywali jego osłabienie do poziomu około 3 zł. Dlatego 80 proc. firm eksportowych chciało się zabezpieczyć przed obniżeniem wartości sprzedaży ich produkcji i dało się przekonać bankowcom do zakupu opcji walutowych, aby mieć pewność kursu. Podobny mechanizm zadziałał w wypadku sprzedaży kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich przy kursie 2–2,4 zł za franka. Bankowcy już wtedy mieli analizy, z których wynikało, że złoty będzie słabnął. „Na przykład Deutsche Bank już wtedy, gdy przyznawał komuś kredyt, to liczył jego zdolność kredytową, szacując wartość 1 euro na 4 złote, a więc dużo powyżej aktualnego kursu. Po prostu wiedziano, że za chwilę taki będzie stan rzeczy” – pisze Białek. O tym, że banki miały tego typu analizy, przekonuje jego własna historia. „Przyszedłem do banku do mojego doradcy bankowego i mówię, że chcę otworzyć forward na milion dolarów w cenie 2 złote za dolara, bo akurat taki wtedy był kurs. Pokazałem gwarancje bankowe na te pieniądze. Forward pozwalał mi na to, abym zamówił konkretną ilość dolarów z opcją wykupu w tym przypadku za trzy miesiące. Gwarancje dawały tę korzyść, że nie musiałem dawać żadnej zaliczki lub płacić. Forward jest tego rodzaju dwustronną umową, że do trzech miesięcy muszę ten milion dolarów kupić po 2 złote (czyli po kursie) lub odsprzedać bankowi. Jeśli kurs przez te trzy miesiące szedł w górę, to zarabiałem, jeśli w dół – traciłem. Doradca finansowy przyleciał z jakimiś wykresami, wycinkami i dalej mnie przekonywać, że dolar według wskaźników jeszcze spadnie, więc po co to robię? Dlaczego chcę stracić tyle pieniędzy? Przekonywał, przekonywał mnie – no i przekonał. Uwierzyłem mu, nie wiedząc, że już wtedy pracował dla drugiej strony. Gdybym ten forward mimo wszystko otworzył, w ciągu trzech miesięcy zarobiłbym na czysto milion złotych” – wspomina Białek.
O ile trudno poważnie mówić, że sprzedając kredyt hipoteczny w 2006 r. we frankach, banki były pewne, że zarobią, o tyle sprzedaż opcji na wzmocnienie się złotówki w 2008 r. była już czynem bliskim oszustwa.
Ciszej nad kursami
Ministerstwo Finansów i Komisja Nadzoru Finansowego nie odpowiedziały na pytania „Uważam Rze” o to, czy podjęto jakiekolwiek działania w związku z naturalnym podejrzeniem, że banki manipulujące kursami w USA, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii mogły to robić także w Polsce. Równie powściągliwie wypowiedział się szef KNF Andrzej Jakubiak w odpowiedzi na pytania posłów. Oświadczył, że żadnych manipulacji kursem złotego nie było, a przyczyną gwałtownego osłabienia złotego był wyłącznie kryzys. Wynika to jednak tylko z przekonania szefa tej instytucji, bo nadzór nie podjął żadnych działań, aby sprawdzić przyczyny osłabienia się złotego. A podane przez niego liczby wskazują właśnie na to, że do manipulacji doszło. Między wrześniem 2008 r. a lutym 2009 r. złoty stracił do euro 46 proc. „Źródła osłabienia złotego należy doszukiwać się w kryzysie na rynkach finansowych, który rozpoczął się w 2008 r. po upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers. Warto podkreślić, że kryzys ten objął także inne kraje z obszarów krajów emerging markets” (czyli tzw. rynków wschodzących) – komentuje Jakubiak i jako przykład podaje forinta węgierskiego, który osłabł o 30 proc. To jednak notowania forinta z czerwca 2008 r. Gdyby uwzględnić dane z września 2008 r., okazałoby się, że forint osłabił się o 24 proc. W analogicznym okresie (według danych NBP) korona czeska straciła w stosunku do euro jedynie 12 proc. W innych krajach z rynków wschodzących kurs walut, owszem, słabł, jednak na dwukrotnie niższym poziomie niż złotówka: Brazylia – 24 proc., Meksyk – 25 proc., RPA – 11 proc. Czyli osłabienie złotówki było 2–4 razy większe niż walut innych krajów. Trudno tłumaczyć to zatem wyłącznie kryzysem finansowym.