Wojna na podsłuchy
Wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie. Jak się bronić?
Wejdą? Nie wejdą?” – zastanawiali się Polacy na początku lat 90., myśląc o interwencji armii radzieckiej. Dziś pytanie brzmi: „Wyjdą? Nie wyjdą?” i dotyczy taśm z rozmowami biznesmenów i polityków nagranych przez kelnerów, jak twierdzi prokuratura, na zlecenie biznesmena Marka Falenty. W całej tej aferze jest dużo niejasnych wątków. Pojawiają się tam byli i aktualni oficerowie służb, byli i aktualni informatorzy. Jedno jest pewne: urządzono potężne studio nagrań. Jednak „warszawka” (a za czasów istnienia Wojskowych Służb Informacyjnych do 2006 r. mówiło się, że to mała „wieś”) już dziś wie, że nie było to jedyne takie działające studio, a nagrywanie własnych i cudzych rozmów stało się wręcz narodowym sportem biznesmenów, polityków i dziennikarzy. Wypłynięcie kolejnych nagrań jest w zasadzie kwestią czasu. To jednak kwestia polityczna.