Wyrocznia z Państwa Środka
Li Ka-shing przeszedł imponującą drogę od nędzy do wielkiej fortuny. Jest jednym z najbogatszych ludzi w Azji, a jego niedawne decyzje o przeniesieniu aktywów z Chin do Europy uznano za najpoważniejszy sygnał kłopotów chińskiej gospodarki
|
Najważniejsza jest korelacja między wiedzą a prowadzeniem biznesu. Teraz bardziej niż kiedykolwiek” – mawia Li Ka-shing, który jest samoukiem o imponującej wiedzy i fortunie wycenianej na 20–25 mld dolarów. Jego początki pod każdym względem były bardzo skromne. Jego rodzina podczas II wojny światowej uciekła z kontynentalnych Chin do Hongkongu, a ojciec Li wkrótce potem zmarł na gruźlicę. Nie mając nawet 16 lat, Li Ka-shing musiał rzucić szkołę i podjąć pracę w fabryce. Przez blisko cztery lata wysyłał swojej matce 90 proc. zarobków. Mając 22 lata, otworzył fabrykę plastikowych kwiatów – Cheung Kong Industries (nazwa pochodzi od chińskiej nazwy rzeki Jangcy) – trafnie przewidując, że nadchodzi boom w sektorze materiałów plastikowych. I choć nie miał bladego pojęcia o finansach, sam poprowadził księgowość swojej firmy. Po prostu nauczył się tej sztuki z dostępnych na rynku podręczników. To znamienny przykład jego intelektualnego zacięcia, bo właśnie umiejętność i wola nieustannego uczenia się są zdaniem samego Li najważniejszą tajemnicą jego sukcesu. Mawia, że zawsze był zachłannym czytelnikiem książek i za swą najważniejszą cechę uznaje umiejętność i wolę stałego samorozwoju. W Hongkongu nazywany jest „supermanem” ze względu na skalę jego biznesowych i finansowych osiągnięć. Choć ma już 87 lat, nic nie zapowiada, by wybierał się na emeryturę. Co więcej – seria jego nowych inwestycji świadczy o tym, że nadal się uczy i trafnie przewiduje nowe trendy.