Grzegorz Benda (1954–2015)
• WSPOMNIENIE •
Poznaliśmy się trzy lata temu na zebraniu nowo tworzącej się redakcji „Uważam Rze”. Grzegorz trafił do zespołu parę tygodni wcześniej – miał zająć się tematyką filmowo-muzyczną, ja zaś odpowiadałam za cały dział kultury, dlatego to do mnie Grześ wysyłał swoje recenzje nowości muzycznych i płyt DVD. Połączyły nas wspólne zainteresowania i podobna wrażliwość; ujął mnie rozległą wiedzą. Najbardziej kręciły go rozmowy o polskiej piłce nożnej, historii rocka, klasyce kina i szachach (był zapalonym szachistą, brał udział w oficjalnych turniejach). Choć z wykształcenia był matematykiem i przez jakiś czas uczył – jak sam ich nazywał – „fajne dzieciaki”, to życie zawodowe związał z radiem. Miał predyspozycje: głęboki tembr głosu, elokwencję, erudycję. Przez lata był komentatorem sportowym. Ale kiedy dostał pracę w radiu Wawa, nie mieli tam działu sportowego, poproszono go więc, by zajął się klasyką rocka. A przyjęto go z marszu właśnie ze względu na ten jego wyjątkowy głos (to w Wawa Classic Rock po raz pierwszy pojawił się jego program „Rockowa 13”, czyli 13 najlepszych utworów z 13 wybranych przez niego płyt). Kiedy go poznałam, do wszystkiego podchodził z pasją i sercem. Niespieszny był, niepochopny, zwłaszcza w ocenianiu innych. Miał dystans do świata i samego siebie. Nasze kontakty pozaredakcyjne, które początkowo ograniczały się do wymiany maili w sprawie terminu nadsyłania tekstów, przerodziły się we wzajemną troskę o nasze zmagania z codziennością. Szczególnie odkąd Grzegorz co chwila lądował w szpitalu. Jak choćby przed ostatnimi wakacjami, gdy zaprosił mnie na koncert Mirka Czyżykiewicza do warszawskiej Harendy.