• MYŚLI I SŁOWA •
• SB DONOSI •
Przez ostatnie osiem lat kręcono nam melodramat o restrukturyzacji PLL LOT, superprodukcję godną Hollywood, która kosztowała nas co najmniej 800 mln zł. Wielokrotnie zmieniano producentów (w MSP) i reżyserów, kilku prezesów przewinęło się przez plan filmowy, a jeden z nich, utalentowany Sebastian Mikosz, wkręcił się w film nawet dwa razy. Zainwestowano w efekty specjalne na światowym poziomie, np. w scenę z boeingiem kapitana Wrony szorującym brzuchem po pasie startowym, do tego w prawdziwym, a nie wirtualnym 3D. Polak potrafi. A scena z pierwszą damą witającą pierwszego dreamlinera rozczuliła bardziej niż „Przeminęło z wiatrem”. Niestety, kosztowana superprodukcja „Przeminęło z LOT-em” nie stała się szlagierem kasowym, oczywiście poza kasą podatników. Pieniądze się rozpłynęły, hollywoodzki sen też. Tylko agenci i impresario napchali sobie kieszenie. A widząc to, statyści już zaczęli domagać się kolejnych podwyżek, grożąc strajkiem na planie filmowym. Skończyło się więc jak zwykle. Po latach kręcenia wyszedł nam kolejny film katastroficzny. A ci, którzy to wszystko rozłożyli, dostali już nowe role. Jedni grają komedię w Sejmie RP, a drudzy otrzymali intratne role w brukselskim kabarecie o nazwie „Czy leci z nami pilot?”. Stanislas Balcerac
Przez ostatnie osiem lat kręcono nam melodramat o restrukturyzacji PLL LOT, superprodukcję godną Hollywood, która kosztowała nas co najmniej 800 mln zł. Wielokrotnie zmieniano producentów (w MSP) i reżyserów, kilku prezesów przewinęło się przez plan filmowy, a jeden z nich, utalentowany Sebastian Mikosz, wkręcił się w film nawet dwa razy. Zainwestowano w efekty specjalne na światowym poziomie, np. w scenę z boeingiem kapitana Wrony szorującym brzuchem po pasie startowym, do tego w prawdziwym, a nie wirtualnym 3D. Polak potrafi. A scena z pierwszą damą witającą pierwszego dreamlinera rozczuliła bardziej niż „Przeminęło z wiatrem”. Niestety, kosztowana superprodukcja „Przeminęło z LOT-em” nie stała się szlagierem kasowym, oczywiście poza kasą podatników. Pieniądze się rozpłynęły, hollywoodzki sen też. Tylko agenci i impresario napchali sobie kieszenie. A widząc to, statyści już zaczęli domagać się kolejnych podwyżek, grożąc strajkiem na planie filmowym. Skończyło się więc jak zwykle. Po latach kręcenia wyszedł nam kolejny film katastroficzny. A ci, którzy to wszystko rozłożyli, dostali już nowe role. Jedni grają komedię w Sejmie RP, a drudzy otrzymali intratne role w brukselskim kabarecie o nazwie „Czy leci z nami pilot?”. Stanislas Balcerac