Rosję zmieni jedynie rewolucja
Z Garrim Kasparowem, arcymistrzem szachowym i jednym z liderów rosyjskiej opozycji ROZMAWIA RUSLAN SHOSHYN
Opuścił pan Rosję w 2013 r. Jeszcze przed aneksją Krymu, przed wojną w Donbasie, przed rosyjską interwencją w Syrii i konfrontacją z Turcją. Czy miał pan przeczucie, co stanie się z pańskim krajem w ciągu zaledwie kilku lat?
Jeszcze w 2008 r. w swoim artykule w „The Wall Street Journal” pisałem, że po rosyjskiej agresji na Gruzję na celowniku znajdą się rosyjskojęzyczne enklawy Ukrainy. Nie chcę udawać Nostradamusa. Putin sam mówił o tym, że upadek ZSRR był największą geopolityczną katastrofą XX wieku. W swoich wystąpieniach wielokrotnie i niedwuznacznie podkreślał, że patrzy na byłe republiki radzieckie jako na strefę własnych interesów. Podkreślam, że chodzi o własne interesy Putina, ponieważ on już od dawna utożsamia siebie z Rosją. Kraje bałtyckie były dla niego niedostępne, ponieważ należą do NATO, więc to Ukraina stała się idealnym celem tych dążeń. Plan agresji na ten kraj miał zostać zrealizowany w 2015 r., bo wtedy planowane były wybory prezydenckie, a wszystko wskazywało na to, że Janukowycz je przegra. Kreml zakładał, że w Kijowie dojdzie wówczas do powtórki pomarańczowej rewolucji z 2004 r. Ale plan został uruchomiony wcześniej. W 2014 r. został zajęty Krym i powstała tak zwana Noworosja. Jej tworzeniu sprzyjało to, że od Ługańska do Odessy większość mieszkańców jest rosyjskojęzyczna. Wszystko to miało się połączyć z Naddniestrzem.