Poczet szkodników gospodarczych
To zaskakujące, ale Leszek Balcerowicz i Jarosław Kaczyński mówią jednym głosem. Obaj nazwali się wzajemnie największymi szkodnikami III RP
Przez media przetacza się festiwal „szkodnictwa”, tę etykietkę przykleja się kolejnym osobom, które w gospodarczej i politycznej historii Polski po 1989 r. odegrały znaczącą rolę, dokonywały trudnych reform, narażały się różnym elitom, ale i podejmowały błędne decyzje. Jarosław Kaczyński, Leszek Balcerowicz, Jan Vincent Rostowski, Zyta Gilowska, Donald Tusk – wystarczy wpisać w dowolną wyszukiwarkę hasło „szkodnik gospodarczy” i lista wypełni się kolejnymi nazwiskami. Dążenie do nacechowanego emocjonalnie etykietowania otaczającego świata jest dziś bardzo silne.
Ostatnią falę uruchomił prof. Leszek Balcerowicz. Były wicepremier i minister finansów na początku lipca w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” określił Jarosława Kaczyńskiego największym szkodnikiem po 1989 r.: „W końcu w osiem miesięcy Kaczyński z PiS i jego przyległościami zdegradowali pozycję Polski w UE i na całym Zachodzie. Prezes PiS jest moim zdaniem największym szkodnikiem w polskiej polityce po 1989 r.”. Lawina ruszyła. Minęło kila dni i Jarosław Kaczyński, występując na kongresie PiS, odbił piłkę: „Musimy odrzucić ostatecznie nieszczęsne koncepcje szkodnika Balcerowicza i postawić na Morawieckiego. To jest ostateczne odrzucenie Balcerowicza”. Przez lipcowy weekend słowa prezesa królowały w mediach i pojawiały się we wszystkich relacjach z kongresu. Problem w tym, że „zły” Balcerowicz i jego „dobry” odpowiednik Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju w rządzie PiS, mają nieporównywalny dorobek dla Polski. Ten pierwszy jest odpowiedzialny za przeprowadzenie transformacji Polski z gospodarki planowo-socjalistycznej do społecznej gospodarki rynkowej. Ten drugi poza planem składającym się na razie z wizji i ogólników nie może się niczym pochwalić. Również w swoim zawodowym CV nie ma pozycji, które mogłyby wskazywać na zapierające dech w piersiach dokonania.