Lemoniadowy John
John Lemon? Nie John Lennon? Nie, to nie pomyłka. To sztandarowy napój katowickiej spółki. Do jednego z jej właścicieli niektórzy też się tym imieniem zwracają
Robert Orszulak i Daniel Hozumbek do dziś potrafią długo rozmawiać o muzyce. Rock lat 60. i 70. nadal ich kręci. Oczywiście oprócz napojów, które wypełniają całe ich zawodowe życie. Z sentymentem wspominają początki, gdy obaj pracowali jeszcze w korporacjach. Robert był stylistą i projektantem w jednej ze znanych polskich firm odzieżowych, w innej Daniel pracował jako handlowiec. Był rok 2009, w Polsce na rynku napojów królowały zagraniczne marki Coca-Cola i Pepsi oraz polskie soki z Tymbarku. Peregrynując wtedy po kuluarach festiwalu muzycznego w Berlinie, odkryli yerba mate, napój im dotychczas nieznany. Smakował doskonale i był orzeźwiający.
Po powrocie do Katowic poszukali o nim informacji. Okazało się, że ten pozytywnie pobudzający napój z ostrokrzewu paragwajskiego chwalił podczas jednej ze swoich egzotycznych podróży Wojciech Cejrowski, a pity był i poważany od wielu wieków przez peruwiańskich Indian. Napary z wysuszonych i zmielonych liści oraz papryczek tej egzotycznej rośliny (nazywanej też erva mate, caá mati lub caá mate) znane są nie tylko w Ameryce Południowej, ale także w krajach Bliskiego Wschodu – w Libanie i Syrii. Do Europy sprowadzili go jezuici w połowie XVII w. Ewangelizując plemię Guarani zamieszkujące dorzecza Parany, bracia zakonni spostrzegli, że ulubioną używką miejscowych były liście pewnego wiecznie zielonego krzewu. Żucie ich zmniejszało zmęczenie, rozjaśniało umysł i łagodziło uczucie głodu. Czasem Indianie robili napary, dodając do nich słodkie liście stewii. W Europie już w uproszczonej recepturze napój był propagowany jako atrakcyjna alternatywa dla herbaty.