Siedem grzechów po japońsku
• SAMOCHODY • POLECA KRZYSZTOF GALIMSKI
|
Zadawaliście sobie kiedyś pytanie: czym jeździłby szatan? Dawniej –wiadomo – czarną wołgą. Ale teraz? Że czarnym, to wiadomo, ale czym? Mógłby to oczywiście być harley-davidson. Uosobienie wolności z pewnością przemawiałoby do pierwszego buntownika. Gdyby pogoda nie pasowała do podróży jednośladem, to może wybrałby coś bardziej eleganckiego, np. bentleya mulsanne. Świadczyłby o potędze tego, którego przecież jedno z imion brzmi Rex Mundi – Król Świata. A może bardziej przypadłby mu do gustu drapieżny kształt, szybkość i fantazja lamborghini centenario roadster. Jeżeli zdarzyło się wam łamać głowę nad tym problemem, to już możecie przestać. Znam odpowiedź. Gdyby książę piekieł miał w swoim garażu jeden samochód, byłby nim nissan note. Czarny. Z silnikiem Diesla 1,5 litra. Skąd to wiem? Żaden inny samochód po zatankowaniu do pełna nie wita swojego kierowcy olbrzymimi cyframi 666 na centralnym wyświetlaczu. Przypadek?
Jeżeli tak myślicie, to postaram się was przekonać. Jaki jest ulubiony grzech Lucyfera? Po obejrzeniu „Adwokata diabła” wiemy, że jest to pycha. W przeciwieństwie do dziwacznego i trochę topornego poprzednika obecny nissan note wygląda naprawdę ładnie i dynamicznie. Niby jest to miejski minivan, ale wymiarami pasuje bardziej do samochodu o klasę wyżej. Wnętrze zaprojektowano z nietypową dla tego segmentu fantazją. Zwraca uwagę ładny, okrągły panel sterowania wentylacją. Mała rzecz, a cieszy, zwłaszcza że to rozwiązanie nie pogarsza ergonomii. Wszystko jest logicznie rozplanowane i w zasięgu ręki. Jedyny zarzut można mieć do tego, że kierownica jest regulowana tylko w jednej płaszczyźnie.
Dalej – lenistwo. Note jest wygodny i dość miękki. Komfort w podróży nawet na dłuższych trasach jest całkowicie zapewniony. Do spokojnej i właśnie leniwej, bezstresowej jazdy zachęcają też dostępne silniki. Oba benzynowe motory o pojemności 1,2 litra i mocy 80 KM i 98 KM oraz 90-konny diesel 1,5 dają możliwość sprawnego poruszania się, ale oczywiście nie zrobią z kierowcy mistrza lewego pasa.
Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu? Oczywiście. To też. Choć z zewnątrz auto nie wydaje się olbrzymem, to wnętrze jest na tyle dobrze rozplanowane, że nawet czterech grubasów nie będzie narzekać. Pojemność bagażnika na pierwszy rzut oka nie zachwyca – zaledwie 295 litrów. Ale to pozory. Wystarczy przesunąć nieco tylną kanapę i mamy już 381 litrów, a w wersji bez koła zapasowego – 411 litrów. Jeżeli zaś kanapę złożymy, by mieć zupełnie płaską podłogę, otrzymujemy aż 1982 litrów. I w ten sposób płynnie przechodzimy do grzechu nieczystości. Jeżeli w środku jest aż tyle miejsca, to również możliwość popełnienia tego wykroczenia przeciw nakazom religijnym możemy uznać za zaliczoną.
Pozostaje jeszcze gniew. Tu też jest nieźle. Jeśli kierowcę poniesie wściekłość i zacznie jeździć jak szaleniec, jego życia ma strzec zbiór systemów Nissan Safety Shield. Pozwala na monitorowanie martwych stref lusterek i ostrzega o niezamierzonym zjechaniu z pasa. Do tego dochodzi znany z innych modeli japońskiej marki system kamer obejmujących pełne 360 stopni wokół samochodu. To bardzo ułatwia manewrowanie na ciasnych parkingach albo osiedlowych dróżkach, czyli w naturalnym środowisku nissana note.
I na koniec – chciwość. Tu też nie może być wątpliwości. Za mniej niż 50 tys. zł można kupić pojemny, niebrzydki i dobrze wyposażony samochód. Dodatkowo sprawdzonemu i wytrzymałemu silnikowi 1,5 dCi wystarczy nawet 4,5 litra ropy na 100 km.
Mam problem tyko z jednym z siedmiu grzechów głównych. Przy wszystkich swoich zaletach nissan note nie budzi raczej zawiści innych kierowców. Jeżeli już, to sympatię. I to chyba nie jest nic złego.