Battlefield
1
Najlepsza część „Battlefield” od czasów liczącej już 11 lat
drugiej części! Tamta przenosiła nas w czasy współczesnych wojen, w trakcie
których wykorzystuje się ultranowoczesny sprzęt. Tegoroczna wersja cofa nas do
czasów I wojny światowej i umieszcza w jej okopach. Kontrast pomiędzy obiema
częściami jest jednak czysto wrażeniowy. Wielka Wojna, jak ją nazywają na
zachodzie europy, była pierwszym polem bitwy, na którym znalazły się wszystkie
technologie wykorzystywane do czasów dzisiejszych. Lotnictwo, broń maszynowa,
miotacze płomieni, czołgi i artyleria pojawiły się właśnie w czasie jej
trwania. W „Battlefield 1” dostajemy je wszystkie do dyspozycji. Możemy się
wczuć w żołnierza tej wojny i odwiedzić okopy, miasta Europy i pustynie Arabii.
Pomijając część fabularną, która o dziwo jest całkiem rozbudowana jak na
standardy tej serii, multiplayer to prawdziwa uczta dla oczu, uszu i naszej
inteligencji. Samotny żołnierz nie ma w niej większych szans, sednem jest
tworzenie drużyn składających się z jak najbardziej zróżnicowanych specjalności.
Taka ekipa, a na mapie może znajdować się jednocześnie do 64 graczy, po
okopaniu się lub zajęciu budynku może stanowić dla przeciwnika nie lada orzech
do zgryzienia. Przy wsparciu czołgów i lotnictwa jest praktycznie nie do
ruszenia, a emocje związane z obroną lub zdobywanie takiego obiektu są po
prostu niepowtarzalne. Przebić może je jedynie „Battlefield VR”. Kiedy
powstanie, dam mu bez wahania 5 gwiazdek.
***
FIFA
17
Przez całe lata serii „FIFA” stawiano zarzut wtórności. Niby
co rok dostawaliśmy do ręki nową edycję, jednak zmiany w jej kolejnych wersjach
były często czysto kosmetyczne. Wręcz robione na się i niepotrzebne, tak jak
dodanie do lig światowych, dostępnych w trakcie gry, ligi kobiecej. Nie znam
nikogo, kto korzystałby z tej opcji. Sporo za to osób twierdziło, że ten
element to owoc politycznej poprawności. Wszystko to jednak pieśń przeszłości.
W tym roku Electronic Arts stworzyło swoją słynną kopaninę od podstaw.
Zmieniono silnik graficzny, zastępując stary, łatany co roku i mało już
wydajny, na słynny z „Battlefielda” i Need „For Speed” Frostbite. Jak wygląda
efekt zastosowania w piłce nożnej napędu graficznego rodem ze strzelanin 3D i
wyścigów samochodowych? Rewelacyjnie! „FIFA 17” dostała dzięki niemu ogromnego,
nomem omen, kopa. Animacje kierowych przez nas postaci bliskie są realizmu, ich
ruch na boisku do złudzenia przypomina rzeczywistość, wszelkie triki i zwody
też wyglądają jak na żywo. Tak duże zmiany wymagały od autorów nauczenia graczy
posługiwania się nową „FIFA”. Wyszli z tego obronną ręką, tworząc tryb
fabularny, w którym krok po kroku uczymy się strzelać, biegać, podawać, kiwać,
jednocześnie budując postać swojego prywatnego piłkarza. Reasumując, można bez
przesady stwierdzić, że wreszcie mamy do czynienia z najlepszą grą „FIFA” od początku
tej serii.
***
Mafia
III
Minęło 14 lat od czasu, kiedy „Mafia: City of Lost Heaven”
stała się z dnia na dzień przebojem, który do dziś wspominany jest przez graczy
jako gra bliska perfekcji. Sześć lat temu jej autorzy próbowali powtórzyć ten
sukces i wyszło im raczej przeciętnie. Kontynuacja była niedokończonym
sandboxem, który bronił się jedynie muzyką i fabułą. Dziś w nasze ręce trafiła
kolejna, trzecia już część. I znów zewsząd słychać jęk zawodu fanów. Czy
słusznie? Głównym atutem jedynki nie był jakiś szczególnie genialny pomysł na
grę, rozgrywkę czy nawet fabułę. O jej sile stanowiło, moim zdaniem, osadzenie
akcji w latach 30. XX w. Mało jest gier cofających się do tych czasów. Druga i
trzecia „Mafia” osadzona została w czasach powojennych i tu czar pryska, opada
maska nostalgii i jak na dłoni widać, że cała seria to banalna do bólu
strzelanina, będąca wręcz klonem „Grand Theft Auto”. Czy to jednak może
stanowić zarzut? No cóż, moim zdaniem nie. Fabuła „Mafii III” jest jedną z
ciekawszych, jakie ostatnio poznałem. Muzyka, na którą składają się szlagiery z
lat 60., przyjemnie kontrastuje z brutalną rozgrywką. Słabości tego tytułu
stoją poza sferą fabularno-rozrywkową. Są nimi brzydka grafika rodem z PS3 czy
Xboxa 360 oraz szerokie spektrum błędów, które powodują, że zbyt często
zaczynamy grę od nowa. Jeśli autorzy załatają te ostatnie, „Mafia III” stanie
się całkiem przyjemnym przeciętniakiem.
***
Gears
Of War 4
Gears Of War” to tytuł, który wypromował konsolę Xbox 360.
Brutalna rozgrywka, szybkie tempo, majestatyczna scenografia i pozbawiona
politycznej poprawności fabuła zapewniły temu tytułowi realnie kultowy status.
O popularności „girsów”, niech świadczy fakt, że słynny swego czasu raper 50
Cent kupił silnik gry i – po podmienieniu postaci na siebie i swoich kolegów
oraz umieszczeniu akcji w ciepłych krajach – odniósł spory sukces finansowy.
Kolejne odcinki serii potwierdzały status tytułu, mimo że gdzieś po drodze
powoli ginęły niegrzeczne elementy scenariusza. System rozgrywki dla
pojedynczego gracza i w naprawdę genialnym trybie multi gwarantujące sukces
pozostawały przez lata bez zmian. Podobnie jest w najnowszej edycji tej gry.
Owszem dodano walkę nożem czy możliwość odstrzeliwania sufitów nad głowami wroga,
ale wciąż mamy do czynienia ze starym dobrym „Gears of War”. Brzmi to trochę
jak zarzut wtórności. I przyznać muszę, że tak jest. Owszem, „Gears of War”
wciąż pozostaje topowym tytułem wśród strzelanin. Jego moc tworzą majestatyczna
oprawa graficzna, brutalność, ogłuszający dźwięk bitem i świetnie
zaprojektowane poziomy dające masę możliwości do krycia się i ostrzały
przeciwnika. Czegoś tu jednak zaczyna brakować. Być może to kwestia
ugrzecznionej fabuły.