Co dalej z Tuskiem i Schetyną?
Jak rozumieć to, co od dłuższego czasu dzieje się w Platformie Obywatelskiej? Bo, że coś złego dla jej spoistości i zdolności wygrywania kolejnych politycznych meczów, widać gołym okiem. Próby (na razie chyba nieudane) wypchnięcia Jarosława Gowina z listy do Sejmu w najbliższych wyborach, przecieki o połajankach na posiedzeniach zarządu PO, spór o ocenę reakcji polskiej na raport MAK, zakończony samokrytyką Grzegorza Schetyny, to wyraźne sygnały kryzysu.
Co jest jednak prawdziwym powodem sporu? Dlaczego to napięcie tak mocno i tak szybko narasta? Nie przekonują mnie argumenty, że marszałek Sejmu dybie na stanowisko lidera Platformy, a później fotel premiera. Nie ma w jego otoczeniu takich ambicji, a plotki na ten temat są rozsiewane głównie przez przeciwników Schetyny. Im dłużej drążę temat, tym bardziej przekonuję się, że siła obecnego konfliktu bierze się z analizy tego, co może stać się po wyborach. Czego więc, jakiego scenariusza dokładnie boi się Donald Tusk?
Punkt pierwszy to narastające wewnątrz PO przekonanie, ugruntowywane kolejnymi sondażami, że jeśli obecna partia rządząca będzie chciała swoją władzę przedłużyć, będzie zmuszona do koalicji z silnym partnerem. Nieporównywalnie silniejszym niż obecne PSL. Punkt drugi to świadomość, że w takim wypadku ten nowy koalicjant (zapewne będzie to SLD) może zażądać czegoś więcej niż kilku ministerstw. Szukając nowego otwarcia, nowej energii, może zmierzać do wybrania nowego premiera. Nawet niekoniecznie ze swojego grona, może także z Platformy. Ale – nowego. Punkt trzeci to analiza, kto może być tym kimś? Jedynym człowiekiem pasującym do układanki, ze względu na swoje doświadczenie rządowe i polityczne i niezłe kontakty z opozycją, jest właśnie Schetyna.