Rzut pilotem: Doradca do spraw anegdot
Tomasz Nałęcz miał w Kancelarii Prezydenta zajmować się dziedzictwem narodowym. Ale nie ma czasu
W ileż politycznych zakrętów musiał już wchodzić Tomasz Nałęcz, ileż razy wypadał z trasy. A potem otrzepywał się dziarsko, by znowu ruszyć uliczką długą, choć ślepą jak naród na jego polityczne talenty. Cel wytyczył sobie jasny: Nałęczowe anegdoty muszą trafić tam, gdzie ich miejsce. Pod strzechy.
Dziś widać, że dojrzał. Gdzież ten dawny harcownik, który w 2005 roku został szefem sztabu wyborczego Marka Borowskiego, a dwa miesiące później poparł Włodzimierza Cimoszewicza?
Z drugiej strony któż mógł wtedy wiedzieć lepiej niż on sam, że z takim szefem kampanii Borowski jest bez szans. Czy trzeba przypominać, że po miesiącu narad z Nałęczem także Cimoszewicz rzucił ręcznik?
W ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego nasz bohater poniósł wprawdzie coś na kształt klęski, ale ktoś przypomniał mu, że co człowieka nie zabije, to go wzmocni. Wtedy zgłosił gotowość objęcia urzędu prezydenta. Pierwsze sondaże i od razu dwie wiadomości. Dobra, że są Polacy, którzy go poprą. Zła, że wszyscy są pod granicą. Błędu statystycznego.