Wspomnienia czarno-białe
Janusz Majewski miał doskonały materiał – własne wspomnienia z Polski przełomu lat 40. i 50. Zrobił z nich nudnawy film o niczym
Ludwik Taschke (Adam Wróblewski) wraca z rodzicami ze Lwowa do Krakowa, by podjąć naukę w gimnazjum. Podziwia Marka, ucznia starszego roku, który brał udział w Powstaniu Warszawskim i wygłaszał błyskotliwe odczyty o Konstytucji 3 maja. W końcu sam wplątuje się w aferę polityczną, ale najpoważniejszy egzamin czeka go, gdy dowiaduje się o wyroku, który nakłada na Marka sąd wojskowy.
„Mała matura 1947” jest filmem nieciekawym – ilustruje wydarzenia z życia bohatera w sposób pozbawiony wiodącej myśli i emocjonalnych porywów. Wewnętrzny świat nastolatków objaśniają nam głównie dialogi i niedwuznaczne żarty, zaś o wielkiej historii toczącej się w tle przypominają drobne epizody pozbawione dramaturgii.
Z jednej strony można się cieszyć, że film nie jest przeładowany polityką i nie epatuje tragizmem stalinizmu, z drugiej jednak ich brak sprawia, że akcja mogłaby rozgrywać się kiedykolwiek. Data 1947 r. – tak wiele sugerująca w tytule – brzmi w tym kontekście jak kpina z widza.