Co dalej z koronowanymi głowami?
Pół świata oglądało ślub księcia Williama z Kate Middleton. Nie tylko dla monarchistów to była nie lada gratka: 40 członków rodzin królewskich z całego świata zgromadzonych w opactwie westminsterskim, barwne mundury książąt, karoce jadące ulicami, milionowe tłumy wiwatujących poddanych... Było tak pięknie, że niemal można było przymknąć oczy na mezalians w rodzinie Windsorów czy obecność na ceremonii muzyka Eltona Johna (kontakty rodziny królewskiej ze zdeklarowanym homoseksualistą to efekt jego przyjaźni z księżną Dianą, osobą, która wiele zrobiła dla osłabienia prestiżu brytyjskiej korony).
Kilka dni później polskich zwolenników monarchii (nawet tych najbardziej umiarkowanych) czekał zimny prysznic: wizyta króla Szwecji w Polsce i udzielony przez niego polskim mediom wywiad. Szwecja, jak wiadomo, to kraj osobliwy – tam nawet prawica przypomina lewicę. Karol XVI Gustaw do tej specyfiki się dostosował. Jego ekologiczne bajdy o produkcji paliwa z celulozy i trzciny cukrowej mogły najwyżej śmieszyć. Podobnie jak zachwyt nad meblami Ikei. Zaś wstyd, z jakim monarcha mówił o swojej pasji – polowaniach – budził zażenowanie...
To ja już z dwojga złego wolę brytyjską rodzinę królewską, z całym bagażem psującego się coraz szybciej anglikanizmu i kontaktów z Eltonem Johnem. A Szwedów podejrzewam, że pozostawili sobie króla tylko po to, aby skompromitować doszczętnie ideę monarchii.