Tusk roznieca wojnę pokoleń
Rząd rachunkami za wychodzenie z kryzysu obciąża dzieci i wnuków obecnych emerytów
Rozdzielając na prawo i lewo grupowe przywileje, zajmujący się tym procederem politycy (ze wszystkich partii, bo zarówno z Platformy Obywatelskiej, jak też z PiS, SLD i PSL) w istocie rozniecają jedną wojnę domową (na szczęście zimną) za drugą, bo w jakimś sensie napuszczają jednych Polaków na drugich.
I w dodatku nie potrafią wyciągnąć z tej opłakanej w skutkach, szkodliwej działalności żadnych wniosków, jak choćby ten najprostszy, najoczywistszy: żeby jej wreszcie, u licha, zaprzestać.
Przeciwnie. Po wyposażeniu w przywileje emerytalne rolników, górników, policjantów i żołnierzy oraz zmuszeniu wszystkich pozostałych podatników do płacenia za nich politycy (tym razem z koalicji PO – PSL) zabrali się właśnie za rozniecanie kolejnej wojny domowej – tym razem wojny pokoleń, czyli za nastawianie wnuków i dzieci przeciwko babciom i dziadkom emerytom.
W końcu jak inaczej, jak właśnie wywoływaniem wojny pokoleń, nazwać to, że posłowie i senatorowie – na wniosek rządu – podjęli decyzję, której konsekwencją jest obciążenie rachunkami za wychodzenie z kryzysu finansów państwa niemal wyłącznie dzieci i wnuki obecnych emerytów? Oraz jednoczesne arbitralne zwolnienie tychże emerytów z obowiązku (ale przecież jednocześnie obywatelskiego przywileju) ponoszenia wspólnych ciężarów, zwiazanych z uwalnianiem się od deficytu w finansach publicznych, w który wpędzili nas krótkowzroczni i nieodpowiedzialni politycy. Nie ma więc mowy nie tylko o zamrożeniu wzrostu wysokości obecnych emerytur i rent, ale nawet o jakimkolwiek spowolnieniu tempa ich wzrostu.
A przecież dziś stopa zastąpienia wynosi około 70 proc., co oznacza, że osoba przechodząca na emeryturę otrzymuje średnio 70 proc. swojej ostatniej płacy. Tymczasem za 30 lat, gdy w wiek emerytalny będą wchodzić dzisiejsi trzydziestoparolatkowie, będzie wynosić zaledwie 20 – 30 proc., a więc ponad dwa razy mniej niż teraz.
I mimo to właśnie tych przyszłych, biednych emerytów rząd bez skrupułów obdziera ze skóry, bo demontaż systemu OFE sprowadza się właśnie do dalszego obniżania (o kolejne punkty procentowe) ich przyszłych, niezwykle niskich świadczeń emerytalnych. Jednocześnie pieniądze z ich składek rząd zabiera do ZUS i przeznacza na wypłatę owych wysokich obecnych emerytur.
Czy to ma cokolwiek wspólnego ze sprawiedliwością? Albo z równością wszystkich obywateli wobec prawa, którą podobno gwarantuje konstytucja?