Bunt straceńców
Dobry Polak to Polak milczący, ślepy i głuchy. Działacze polskich organizacji w Niemczech to źli Polacy, bo nie chcą milczeć
Chęć wspólnego świętowania 20-lecia niemiecko-polskiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 1991 r. nie może przesłonić faktu, że w RFN nie są realizowane jego zapisy. Przez 20 lat Polacy nie mogli doprosić się w Berlinie i w Warszawie poszanowania ich praw rzekomo gwarantowanych w traktacie. Dziś „mysz” ryknęła: marginalizowana Polonia nie godzi się już na żaden erzac i żąda równorzędnego traktowania z mniejszością niemiecką w Polsce.
Tego niemieccy politycy się nie spodziewali. Gdy dwa lata temu polskie stowarzyszenia w RFN wystąpiły do kanclerz Angeli Merkel o formalne uchylenie ważności rozporządzenia Rady Ministrów na rzecz Obrony Rzeszy z 1940 r., które stanowiło podstawę do likwidacji polskiej mniejszości, odebrania jej majątku i wywiezienia ponad 2 tys. działaczy do obozów koncentracyjnych, w berlińskich gabinetach rządowych zapanował niepokój; brak reakcji naraziłby Merkel na zarzuty podwójnej moralności i akceptowania nazistowskich aktów prawnych, zaś unieważnienie nakazu feldmarszałka Hermanna Göringa wiązałoby się z powrotem do stanu sprzed jego wydania.