Wiosna wzmaga chęć konsumpcji
Zrobiło się zielono, słonecznie, ptaki świergolą jak najęte i pociąg czuć in the air
Bardziej całuśni nie wytrzymują presji tej pory roku i lgną do siebie w plenerze. Stojąc na straży poprawności seksualnej, należy się temu czynnie przeciwstawiać.
Scenka: Na ławce chłopiec obcałowuje dziewczynę, a tej dziewczynie wyraźnie się to podoba. Chłopiec jedną ręką obejmuje obiekt swoich swawoli, a drugą masuje to udo, to biust wybranki. Ekscytacja dookoła jest taka, że nawet dżdżownice wyległy, by się pogapić. Musimy działać.
Porada praktyczna. Przysiadamy się do pary ostentacyjnie. Jeśli to nie pomaga, a także seria chrząknięć jest kompletnie ignorowana, trzeba zastosować bardziej wyrafinowane metody. – Masz ognia? – trącamy chłopca solidnie łokciem w bok. – Nie – i całują się dalej. – Chcesz zajarać? – kusimy. – Nie – i całują się dalej. – Pociągniesz z flachy? – Nie – i całują się dalej. Po chwili jednak przeważnie do młodzieńca dociera sens propozycji. Przerywa zbliżenie pocałunkowo-macankowe zwane pettingiem. – A masz pan co? No trudno, wyciągamy wino, które mieliśmy obalić na łonie natury, żeby w domu nie słuchać gderania. Czasem trzeba coś poświęcić dla ratowania moralności. Dziewczyna też pewnie chętnie pociągnie z gwinta. Ławkowy bon ton dopuszcza taką formę spożycia. Przy okazji imponujemy opowieścią, jak to towarzysz Jaruzelski wpijał się na lotnisku w usta towarzysza Breżniewa. To były całusy! Aż pluć się chciało. Bez uprzednich ćwiczeń z członkami aktywu efekt płomiennej namiętności byłby niemożliwy do osiągnięcia.
Konkluzja: W ten oto sposób stawiamy tamę publicznemu nieobyczajnemu całowaniu się i zapobiegamy szerzeniu się złych manier, które mogłyby podchwycić dzieci z piaskownicy.
PS. A propos wiosny, pan Waldemar Łysiak w pierwszym swoim felietonie zaznaczył, że publikuje na łamach „Uważam Rze”, argumentując – „Bo tutaj pisze Dorota Gawryluk, w której od dawna się nieszczęśliwie kocham”. W razie czego (każdy „Łysy” ma swoje kaprysy) chciałbym oświadczyć, że moja bliskość w numerze z panią Dorotą jest całkowicie przypadkowa. Łączy nas jedynie to, że jesteśmy absolwentami tego samego XXVI Liceum Ogólnokształcącego w Aninie. Niestety, w bardzo różnych rocznikach.