Powrót na Atlantydę
Nie Wilno, nie Lwów, lecz Huculszczyzna okazała się najbardziej żywotną częścią kulturowego dziedzictwa Kresów
Czym kołomyjka różni się od oberka, ceramika pokucka od bolesławieckiej, a koń huculski od tarpana? Jaki dźwięk wydaje trembita? Co to są soroczki, kieptary i hołosznie? Publiczność polsko-ukraińskiego festiwalu Słowiańska Atlantyda zna odpowiedzi na te pytania. Festiwal zainaugurowała wystawa „Na Wysokiej Połoninie – Sztuka Huculszczyzny – Huculszczyzna w sztuce” w krakowskim Muzeum Narodowym. Obie imprezy w tytułach odwołują się do twórczości zmarłego przed 40 laty na emigracji Stanisława Vincenza, którego Czesław Miłosz nazywał „ostatnim mędrcem XX wieku”. Powodów, by przypomnieć o tej skazanej przez komunizm na zapomnienie części kresowego dziedzictwa, jest jednak znacznie więcej.
Na południowym wschodzie dawnej Galicji narodziło się polskie harcerstwo, zbudowano pierwszą w Rzeczypospolitej skocznię narciarską i wytyczono pierwszy szlak turystyczny. Tutaj nauczał rabin HaBaal Szem Tow – twórca chasydyzmu. Karpaty Wschodnie miały też swoją literacką legendę, która poprzedziła mit Tatr i Zakopanego. Huculi nie potrzebowali jednak miejskich inteligentów, którzy podpowiedzieliby im, jak się ubierać i jakie budować domy. Ich zachodni sąsiedzi: Bojkowie i Łemkowie interesowali tylko etnografów. Kultura ludowa Pokucia, wyrosła z rusko-wołoskich korzeni, dekoracyjna w formie i archaiczna w treści, stała się natomiast natchnieniem ludzi, którzy mogli powtórzyć za Vincenzem: „Huculszczyzna to moja ojczyzna człowiecza”.