Polska wieś broni swojej szkoły
Wzorem miała być dla nas brytyjska polityka społeczna, polegająca na tworzeniu na wsiach centrów edukacji i kultury
Jak się żyje na polskiej prowincji? Naturalnie. Tory kolejowe już dawno zarosły, PKS nie kursuje. Właśnie zamknęli ostatnią w gminie pocztę, a ośrodek zdrowia nie dostał kontraktu od NFZ. Ale najgorsze jest to, że za chwilę zlikwidują we wsi szkołę i przestanie działać otwarty dopiero co punkt przedszkolny.
Powoli, ale sukcesywnie z wiejskiego krajobrazu znikają instytucje i budynki symbolizujące istnienie państwa. Jesteśmy gdzieś w Polsce, ale ona jest raczej w sercu, a nie na szyldzie. Choć może nie dotyka ludzi bieda, czują się pozostawieni sami sobie. Państwo nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, a przecież jeszcze jakieś ma, nawet jeśli do wojska biletów już nie rozsyła.
Nigdzie jednak oficjalnie nie odwołano bezpłatnej opieki zdrowotnej, gwarancji powszechnego dostępu do zdobyczy cywilizacji, do edukacji i kultury. Na poważnych sympozjach debatuje się nad wykluczeniem cyfrowym, a tu rzeczywistość skrzeczy. Daleko od szosy nie ma transportu szynowego i poczty. Coraz dalej jest do lekarza i karetki pogotowia.