Kościół, lewica, sprzeczności
Rozchodzenie się dróg większości świadomych swej wiary chrześcijan z nurtami lewicowymi nie ma podstaw jedynie politycznych
Lewicowi publicyści i politycy nie szczędzą zazwyczaj chrześcijaństwu i Kościołowi słów krytyki bądź potępienia. Od czasu do czasu jednak któryś z nich jakby się ocknie, wyłamie z antyklerykalnego frontu i zauważy ze wzburzeniem, że przesłanie ewangelii jest przecież na wskroś lewicowe, a tymczasem prawica bezprawnie zawłaszczyła sobie nauczanie rewolucjonisty Jezusa. Taki sens miała choćby wypowiedź Aleksandra Krawczuka, który swego czasu z rozbrajającą pewnością siebie oświadczył, że „Chrystus dzisiaj musiałby należeć do SLD”.
Antychrześcijańska furia
„Kościół nie jest ani z prawicy, ani z lewicy, ale jest z Nieba”. To zdanie artysty Tomka Budzyńskiego dość dobrze oddaje miejsce chrześcijaństwa w życiu publicznym – nie da się go bowiem zamknąć w porządku politycznym, gdyż jego cel, czyli zbawienie duszy i życie wieczne, wykracza poza ramy doczesności.
Doświadczenie uczy nas jednak, że ludziom Kościoła po drodze jest raczej z nurtami prawicowymi niż lewicowymi. Skąd się to bierze?
Na to pytanie muszą odpowiedzieć sobie przede wszystkim przedstawiciele lewicy. Zamiast oskarżać prawicę o zawłaszczanie chrześcijaństwa, powinni zastanowić się nad własnym dziedzictwem oraz tożsamością. Dlaczego od początku swego istnienia traktowali Kościół jak wroga, a chrześcijaństwo jak zarazę?
Samo określenie „lewica” pojawiło się po raz pierwszy podczas rewolucji francuskiej. Wydarzenie to jest uważane zresztą za jeden z wielkich mitów założycielskich tego nurtu ideowego i politycznego. To jednak właśnie w czasie trwania rewolucji po raz pierwszy ujawniła się antyklerykalna i antykatolicka furia lewicowców, której najbardziej jaskrawym wyrazem były terror i ludobójstwo.