Powrót do dzikości
Nawet jeśli „The Mix-Up” był niezłą płytą, miniona dekada była dla Beastie Boys słaba. Ta zaczyna się błyskotliwie
Wojciech Lada
Są na scenie od ponad 30 lat, sami powoli zbliżają się do pięćdziesiątki, a jednak wciąż potrafią nagrywać rzeczy kipiące młodzieńczą witalnością. „Hot Sauce Committee, Pt. 2” to w zasadzie powrót do czasów „Hello Nasty” – dynamicznych kawałków, w których dziki, imprezowy klimat walczy o lepsze z wysmakowaną i błyskotliwą produkcją. Różnica jest taka, że jeśli na bestsellerze z 1998 r. pobrzmiewały jeszcze specyficzne punkowe wtręty, tak tutaj można odnaleźć je co najwyżej w zadziornych i kpiarskich nawijkach, ale raczej nie w samej muzyce. .
Ta buzuje po prostu radosnym, eklektycznym żywiołem, w którym funkowa motoryka skręca czasem w stronę dubu, ale tylko po to, by za chwilę rozlać się ponownie w dźwiękowym szaleństwie, w zasadzie pozbawionym wyraźnego gatunkowego kręgosłupa.
Singlowe „Make Some Noise”, „Don’t Play No Game That I Can’t Win” nagrane z Santogold czy ironiczne „Too Many Rappers”, w którym udziela się NAS... wszystko to potwierdza, że Beastie Boys są w świetnej formie. Nawet jeśli nie potrafią już zaskakiwać niczym nowym, w swoim stylu są nie do przebicia. Tym bardziej że potrafią być też ironiczni wobec siebie samych – teledysk do „Make Some Noise” jest sequelem wideoklipu do jednego z ich pierwszych hitów „Fight For Your Right”. Rozbrajająco inteligentne i przewrotne granie.
Beastie Boys
„Hot Sauce Committee, Pt. 2”
EMI