Co dalej z twarzami celebrytów?
Celebryci, którzy biorą udział w telewizyjnych reklamówkach, od lat usiłują stworzyć wrażenie, że są reklamy mniej i bardziej szlachetne. Niegodne wielkich artystów miałoby być promowanie pasty do zębów czy proszku do prania, zaś zupełnie dopuszczalne – banku.
Marek Kondrat, były aktor, dziś handlujący winami, występując w reklamie jednego z banków, mógł więc zachować godność, podczas gdy z aktoreczki reklamującej środek kosmetyczny o śmiesznej nazwie naśmiewano się przez parę miesięcy.
Na czym polega różnica? Teoretycznie na tym, że bank to podobno kwestia poważna i solidna. Ci, którzy pielęgnują to złudzenie, nie chcą wiedzieć, że czasem mniej kompromituje występ w reklamie przyzwoitej pasty niż promowanie bankowców, którzy usiłują nabrać klienta.
Występując w reklamie, celebryta sprzedaje swoją twarz. Jeden uważa to za stosowne, drugi nie. Jak w każdej innej branży: średniej rangi celebryci oddają swój wizerunek za kilkadziesiąt tysięcy, luksusowi mogą sprzedać się za parę milionów złotych.
Więc kiedy lada dzień ruszy kampania kolejnego banku z udziałem Wojciecha Manna i Krzysztofa Materny, pamiętajmy o ponad trzech milionach złotych honorarium za reklamę dla satyryka Szymona Majewskiego. W blasku takich sum nawet to, co jest żenujące, zyskuje na godności.