Cisza rzadko przerywana
Improwizowane dźwiękowe pejzaże i głos przez wielkie G. David Sylvian nagrał dziwaczny sequel poprzedniego krążka
Ma głos, którym bez problemu wyśpiewałby miliony funtów, co zresztą w początkach kariery starał się robić w składzie formacji Japan. Zamiast tego od ponad ćwierćwiecza plądruje zakamarki awangardy, czasem – jak w nagraniach z Robertem Frippem z King Crimson – balansując na pograniczu wykwintnego popu, kiedy indziej – jak choćby na poprzedniej płycie „Manafon” – docierając do improwizowanej kameralistyki. Jej charakter wyznaczali tam, oprócz samego Sylviana, zaproszeni muzycy – pierwszoplanowe postaci współczesnej awangardy takie jak Christian Fennesz, Burkhard Stangl, Keith Rowe czy Otomo Yoshihidie.
„Died In Wool” nie bez powodu nosi podtytuł „Manafon Variations”. Sylvian wziął sześć utworów z poprzedniego krążka – przearanżował je dość gruntownie, dołożył do nich sześć nowych kompozycji utrzymanych w podobnym klimacie i stworzył świeży, choć bliski poprzednikowi materiał.
Całość ma w sobie coś ze słuchowiska, w którym jednak zamiast recytacji, od czasu do czasu odzywa się wciąż dźwięczny i głęboki głos Sylviana. Jak to on – trochę śpiewa, trochę melorecytuje swoje plastyczne, tym razem inspirowane poezją R. S. Thomasa teksty. Improwizowany akompaniament zaś z rzadka przerywa dominującą na płycie ciszę. Przestrzenna, odrealniająca muzyka – kolejny dowód klasy tego wybitnego artysty.