Zawłaszczacze państwa
Wydawało się, że dr Łukasz Kamiński jest idealnym kandydatem na prezesa IPN. Ma niekwestionowany dorobek. Jest niezależny i od polityki trzyma się z daleka. Jest przy tym relatywnie młody, co daje mu większy dystans i powinno być atutem szefa tak mocno wpisanej w kontrowersje III RP instytucji. Wszystko to musiało przemówić do zróżnicowanego kolegium IPN, które pogodziło się, wysuwając jego kandydaturę i nawet Andrzej Friszke nie protestował.
Mógł więc pojawić się polski precedens przekroczenia sporów partyjno-środowiskowych w imię zdrowego rozsądku oraz racji stanu. Ale establishment III RP kompromis rozumie jako akceptację jego warunków. Zaczęła, jak zwykle, „Wyborcza”.
Okazało się, że Kamiński nie przyłączył się do nagonki na autorów książek o Wałęsie, co ma dyskredytować go jako kandydata na szefa IPN. Wątek podjęła Janina Paradowska, ostrzeżenia kierując bezpośrednio do marszałka Sejmu. Zagrzmiał Tomasz Lis, który nie pominie okazji, aby zaznaczyć, że jest w linii i na bazie.
Kamińskiemu nie zarzucano niewłaściwych działań, piętnowany jest za to, że nie dołączył do sfory niszczącej niezależnych historyków.
Ale to jeszcze nie wszystko. Grzechem Kamińskiego ma być to, że jest człowiekiem Kurtyki, czyli awansował w IPN za czasów jego prezesury. Czy w tej próbie eliminacji powołanych bez zgody samozwańczych dysponentów Polski można sobie wyobrazić bardziej skrajną próbę zawłaszczenia państwa i zastraszenia swoich przeciwników?
Reakcja premiera Tuska i jego partii będzie testem, na ile PO została podporządkowana establishmentowi III RP.