Rosomaki, kraby, raki
Coraz bezpieczniejsze, skomputeryzowane rosomaki, precyzyjne radary, modułowe karabinki MSBS, artyleryjskie kraby, a także unikalna wojskowa elektronika – tym możemy się pochwalić
Jest jeszcze zbyt wcześnie, by stwierdzić, czy przebojem okaże się zaprojektowany przez gliwicki Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych nowy czołg lekki, a raczej wóz wsparcia ogniowego Anders. Zdaniem Wojciecha Łuczaka, eksperta militarne- go i entuzjasty tworzenia polskiej platformy gąsienicowej, OBRUM osiągnął mistrzostwo świata w błyskawicznym konstruowaniu za skromne, dokładnie wyliczone pieniądze tego demonstratora technologii, który w przyszłości stanie się rodzimym wozem bojowym piechoty. – To bez wątpienia hit, bo OBRUM buduje wóz pancerny potrzebny armii i wpisał się w światowy trend poszukiwań i tworzenia pojazdów klasy BWP nowej generacji. Od kilku lat pracuje nad tym Zachód, w tym m.in. Amerykanie – mówi Łuczak.
Elektronika broni rosomaków
Dziś jednak niekwestionowaną gwiazdą rodzimych arsenałów jest kołowy transporter opancerzony Rosomak, który z powodzeniem zdaje egzamin na wojnie z talibami. Z Rosomakiem jest co prawda pewien kłopot – produkowany w siemianowickich Wojskowych Zakładach Mechanicznych pojazd wymyślili Finowie (Patria), w wieżę bojową wyposażyli go Włosi z Oto Melary. Ale to nasz produkt, stworzony według polskich wymagań, montowany w kraju i wyposażony w coraz więcej rodzimych urządzeń – przekonuje Andrzej Kiński, redaktor „Nowej Techniki Wojskowej”. Najnowsze pojazdy mają dodatkowy pancerz, a na pokładzie inteligentne systemy wykrywania kierunku strzałów i urządzenia do zakłócania fal radiowych detonujących miny pułapki. Odkąd rosomaki pojawiły się w afgańskich konwojach, są obiektem zazdrości sojuszników.
Radary – nasza specjalność
Wojskowa radiolokacja to tradycyjnie mocna strona naszych inżynierów i programistów. Dorobek półwiecza polskiej radiolokacji i talenty konstruktorów warszawskiego Radwaru i Przemysłowego Instytutu Telekomunikacji (dziś zintegrowanych w konsorcjum Bumar Elektronika) sprawiły, że NATO wybrało polski radar N-12M do śledzenia wschodniej granicy Sojuszu. Potężny radiolokator „widzi” na odległość kilkuset kilometrów i pozwala na równoczesne śledzenie 250 obiektów. Zamontowane na wieżach trzy radary dalekiego zasięgu zintegrowano z całym atlantyckim systemem kontroli przestrzeni powietrznej. Znawcy twierdzą, że prawdziwym hitem jest wyrafinowana obróbka informatyczna danych z nieba. Nasi programiści pokazali klasę. Radary pozwalają dowódcom NATO dokładnie widzieć, co dzieje się na niebie, i to setki kilometrów od radiolokacyjnych posterunków.
Mniejsze, np. radary artyleryjskie Blenda, błyskawicznie analizują informacje o wrogich statkach powietrznych, automatycznie wskazują cele bateriom armat i pozwalają dowódcom w kilka sekund wydać rozkaz otwarcia ognia. Prawdziwym hitem jest radiolokator Liwiec, który osłania polskie bazy w Afganistanie: jest w stanie sprawdzić, skąd strzelają talibowie, określić, gdzie trafią ich pociski. Technologia elektronicznej obróbki sygnału jest w nim tak doskonała, że namierzy i pokaże na ekranie tor lotu drobiny takiej jak pocisk 23 mm.
Elektroniczne oczy z PCO
To, co się dzieje kilkaset metrów od żołnierza działającego w niemal pełnych ciemnościach, pozwala zobaczyć indywidualny noktowizor MU-3 z warszawskiego Przemysłowego Centrum Optyki. Zastosowane w nim wzmacniacze światła i technologia ich użycia są unikalne – na tym poziomie udało się stworzyć taki sprzęt jedynie kilku producentom na świecie. Dzięki sprzętowi z PCO armia pokonała dotychczasowe ograniczenia i już może walczyć w nocy lub w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Prawdziwym przebojem PCO, który już budzi zainteresowanie w świecie, jest najnowszy przyrząd obserwacyjny, monokular zbudowany w technologii fusion. Wiele firm próbuje połączyć zalety noktowizora (potrafi „widzieć” w nocy dzięki wzmacnianiu światła) i kamery termalnej (wykrywa i obrazuje przedmioty o różnej temperaturze) w jednym urządzeniu. Konstruktorom PCO udało się wyprzedzić konkurencję.
Szybkostrzelna układanka
Hitem, jeszcze przed uruchomieniem seryjnej produkcji, jest zbudowany przez fachowców z Wojskowej Akademii Technicznej i Fabryki Broni Łucznik w Radomiu nowy modułowy karabinek automatyczny, NATO-wskiego kalibru 5,56 MSBS. Następca legendarnych kałaszy i wiecznie modernizowanych beryli, które służą żołnierzom na misjach, będzie ergonomiczny, dostosowany do optoelektronicznych celowników, a także do wymagań strzelców prawo- i leworęcznych. Od początku budowany jest z segmentów, które posłużą do rozwijania kolejnych wersji modułowej broni: lekkich karabinów maszynowych, karabinków o podwyższonej celności dla strzelców wyborowych, skróconych tzw. bezkolbowych – dla komandosów czy karabinku granatnika. Modułowa konstrukcja ma obniżyć koszty produkcji i usprawnić obsługę logistyczną uzbrojenia.
Ogniste skorupiaki z HSW
W dziedzinie ciężkiej artylerii na liście gwiazd prowadzą haubica Krab i samobieżny, automatycznie ładowany, ciężki moździerz Rak z Huty Stalowa Wola. Nie byłyby hitami, gdyby nie zastosowano w nich systemów kierowania ogniem oraz terminali do transmisji danych prywatnej firmy WB Electronics z Ożarowa i łączności gdyńskiego Radmoru. To dzięki komputerom Krab może trafiać potężnymi, 155-milimetrowymi pociskami z odległości ponad 40 km w cel z dokładnością do kilkunastu metrów. – Urządzenie analizuje siłę wiatru, temperaturę, ciśnienie, dane radarowe i z rozpoznania powietrznego, niezbędne do oddania precyzyjnego strzału – tłumaczy prezes WBE Piotr Wojciechowski. Konsorcjum Radmor – WBE robi także bezzałogowe samoloty zwiadowcze FlyEye, wyjątkowo precyzyjnie lokalizujące położenie obserwowanych obiektów i celów.
Po gromie – piorun
Polski stinger: zestaw przeciwlotniczy Grom, tworzony w oparciu o polskie doświadczenia z podobnymi rosyjskimi systemami Strzała 2 i Igła, jest na wyposażeniu armii od połowy lat 90., a od początku tego wieku produkowany jest bez udziału importowanych części. Zainstalowane na pojazdach wyrzutnie kierowanych pocisków, zintegrowane z radarami i systemami dowodzenia, składają się na budowany przez warszawski Radwar system Kobra, eksportowany w ostatnich latach m.in. do Indonezji. Z nowymi, zmodernizowanymi rakietami Piorun kobra może być jeszcze bardziej zabójcza. – Nowa rakieta stała się odporniejsza na zakłócenia i bardziej precyzyjna. Zniszczy nawet małe obiekty i trafi w wyznaczony punkt wrogiego statku powietrznego – twierdzi Kiński z „Nowej Techniki Wojskowej”.