Improwizowane dialogi
W starciu poszukującego rocka z free jazzem zwycięża ten drugi. Nawet jeśli przegraną stroną jest Jim O’Rourke
Wyglądają jak niewykwalifikowani pracownicy zakładów Scanii, ale kiedy wezmą do rąk instrumenty, zamieniają się w arcyciekawy skład z pogranicza free jazzu i muzyki improwizowanej.
Co ważne, skład młody i chętnie odwołujący się nie tylko do jazzowej tradycji spod znaku Dona Cherry’ego, ale też często podejmujący dialog z rockiem. Dość wspomnieć, że podczas koncertów z równą werwą grają zarówno kompozycje Petera Brotzmana, jak... Black Sabbath.
The Thing współpracowali już z Otomo Yoshihide, podczas występów towarzyszył im Thurston Moore z Sonic Youth, teraz zaś wybór padł na Jima O’Rourke’a – również grającego z Sonic Youth, ale znanego też ze współpracy z Fenneszem, Merzbow, Nurse With Wound i dziesiątkami innych projektów.
I jak wypada awangardowy rockman w zestawieniu z jazzowymi improwizatorami? Trochę niknie w tle i raczej nie ma wielkiego wpływu na brzmienie całości, co jednak niekoniecznie musi być wadą.
O’Rourke sprawia tu raczej wrażenie łącznika między sekcją rytmiczną a drapieżnymi solówkami dęciaków Matsa Gustafssona – pewnie nie niezbędnego, ale ciekawie wypełniającego przestrzeń improwizacji. Dobry, gęsty free jazz – zagrany błyskotliwie, ale raczej w tradycyjnej, eklektycznej konwencji The Thing.