Euroharacz
Z czasów, gdy grałem w brydża (beznadziejnie, przyznaję), nie pozostało mi nic poza pewną anegdotką
Opowiada ona o czterech angielskich lordach, do których, gdy właśnie ucinali sobie w klubie robra, dosiadł się kibic, by ich raczyć swymi radami i komentarzami. Ignorował przy tym dyskretne sygnały, iż nikt jego uwag nie potrzebuje, aż w pewnej chwili rozmowa zeszła – jak to między brytyjskimi lordami – na konie. – A, wiecie, panowie – chwali się jeden z graczy – zrobiłem ostatnio świetny interes, sprzedałem mojego zwycięskiego ogiera do stajni rozpłodowej. – O, ja zrobiłem jeszcze lepszy interes – odpowiada drugi. – Sprzedałem do stajni rozpłodowej mojego starego wałacha. Tu wtrąca się uprzykrzony osobnik: – Chyba się pan przejęzyczył, milordzie? – Jak to? Wałacha kupili do stajni rozpłodowej?! – Tak – odpowiada gracz z satysfakcją. – Na kibica.