Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

Czego boją się posłowie

Piotr Gursztyn

W porze układania list wszechogarniający lęk rozprzestrzenia się w każdej partii

Strach – jest ponoć książka o tym tytule. Ostatnio „Gazeta Wyborcza” zamartwiała się, że Polacy jej nie czytają. A jak czytają, to nie rozumieją. A jak rozumieją, to wyciągają opaczne – według logiki „GW” – wnioski. Znaczy się nie mają poczucia winy, nie czują wcale, że są świniami, i nie chcą przepraszać.

Ale my tu nie o Grossie. Chodzi o strach w polityce. Tam to dopiero można nabawić się lęków. Zwłaszcza w porze układania list.



Wszechogarniający lęk rozprzestrzenia się – jak w dobrym horrorze – w każdej partii. Małej i dużej. Opanowuje tych, którzy układają listy, i tych, którzy są układani. W SLD Grzegorz Napieralski jest rozdzierany lękiem, że jego partia dostanie słaby wynik, jeśli na jej listach nie będzie znanych nazwisk. Takich jak np. Miller czy Oleksy. Ale jeśli będą – boi się Napieralski – to dostaną się do Sejmu z wynikiem lepszym niż on. A w Sejmie zaczną przeciw niemu knuć i podgryzać jego wodzostwo.

Oleksy z Millerem wybrali dumne wygnanie, czekając, aż dostaną zaproszenie na złotej tacy. Pewnie tego doczekają. Ale nie wszyscy mają tak stalowe nerwy. Były marszałek Senatu, amerykanista 1000-lecia, prof. Longin Pastusiak postanowił sam zostać kowalem swojego losu. Ależ nie sugerujemy, że to, co mówi Napieralskiemu, to pochlebstwa. Nie, on po prostu stawia odpowiednie akcenty, podkreślając pozytywne strony jego osobowości.

– Dys ys lider of opozyszyn. Maj boss, nekst prajm-minister of Połlend – wykrzyknął radośnie w Sejmie, widząc wyłaniającego się „nekst prajm-ministra”. Tak zaanonsował go grupie swoich ciemnoskórych studentów, którym pokazywał świątynię naszej demokracji.

Potem były uściski, wspólne fotografie. I co? I gucio. Nie ma Longina na liście. Ale jeszcze jest czas, więc może pozytywne akcenty jednak pomogą.

A jeszcze inny rodzaj strachu opanował posłów PiS. – Lubię udzielać wywiadów telewizji i radiu, ale nie lubię wypowiadać się dla prasy. Jeśli już, to bez podawania nazwiska – mówi nam jeden z parlamentarzystów PiS. O co chodzi? Przecież w TV nie dość, że słychać, to jeszcze widać wypowiadającego się. A w prasie łatwo przecież zginąć między szpaltami.

– O nie, nie – uśmiecha się nasz rozmówca. Chodzi o to, że prezes, prezes Kaczyński, nie zwykł tracić czasu na oglądanie TV i słuchanie radia. Za to od deski do deski czyta wszystko, co wydrukowane. Zresztą Adam Michnik też cierpi na to natręctwo i pasjami czyta periodyki tak wpływowe jak „Myśl Polska” i „Nasza Polska”.

Wróćmy jednak do naszych kaczorów. Otóż prezes czyta, co mówią gazetom jego posłowie. A ulubioną szaradą wszystkich polityków, zwłaszcza partyjnych liderów, jest identyfikowanie autorów anonimowych wypowiedzi. I trzeba przyznać, że czasem są nawet celne trafienia. A czasem pudło, ale i tak trup ściele się gęsto. Co też ma związek z układaniem list.

Aktualne wydanie Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Piotr BOŻEJEWICZ

Może i koniec, ale nie świata

• TAKO RZECZE [P] •Skoro Obama nawet w części nie okazał się takim cudotwórcą, jak przepowiadali eksperci, to czemu Trump miałby być taki groźny, jak go malują ci sami ludzie?