Czasem latam we śnie
Rozmowa z Mirosławem Hermaszewskim, pierwszym i jedynym Polakiem, który odbył lot w kosmos
Minęło 35 lat od pańskiej podróży w kosmos. Co najbardziej utkwiło panu w pamięci
z tego lotu?
Pierwszy wschód słońca – to nieprawdopodobne. Oczywiście także pierwsze zetknięcie z nieważkością, to niedowierzanie, to bardzo dziwne uczucie...
W pierwszych sekundach myślałem, że to kolejny mój sen.
I co pan zrobił, by przekonać się, że nie śni?
Miałem bardzo dużo pracy operatorskiej, ale prawie że się szczypałem. No i gdy ogarnąłem Polskę jednym spojrzeniem, dech mi zaparło i zacząłem dosłownie krzyczeć do Piotra (Klimuka – dowódcy gen. Hermaszewskiego podczas lotu – przyp. red.): – Chodź, zobacz! On mnie pyta, co ja tam widzę. – Polskę widzę! Polskę! To było fantastyczne. Te wszystkie doświadczenia bardzo głęboko utkwiły mi w psychice do tego stopnia, że czasem we śnie latam.
Pamięta pan, jak wówczas wyobrażał sobie przyszłość lotów kosmicznych? Czego człowiek dokona w XXI w.?
Byłem przekonany, że będzie wielu polskich kosmonautów, i byłem absolutnie pewien, że człowiek do tej pory postawi nogę na Marsie. Technologicznie to było możliwe, tylko brakuje woli oraz pieniędzy. Wie pan dlaczego? Bo skończył się ten nienormalny wyścig jednej i drugiej strony. Teraz się liczą pieniądze, a nie spektakularne sukcesy. Każdy lot jest rozliczany przez podatników. I bardzo dobrze.
Piotr Szymaniak