Co dalej z majestatem państwa
Trybunał Konstytucyjny orzekł, że za lżenie głowy państwa nadal będzie można trafić do więzienia. Zaraz podniósł się lament ekspertów od praw człowieka i publicystów, że taki wyrok szkodzi wolności słowa.
Orzeczenie dotyczyło obraźliwych wypowiedzi Lecha Wałęsy pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pewnie, gdyby chodziło o naigrawanie się z Bronisława Komorowskiego, elitarny chórek byłby mniej skory do narzekania na deficyt swobód obywatelskich.
Mam jednak wrażenie, że w tej sprawie w ogóle nie chodzi o wolność słowa, ale o coś znacznie poważniejszego – o szacunek dla państwa. O to, jaki mamy stosunek do spraw tak podstawowych jak jego symbole, ale też do spraw tak zasadniczych jak racja stanu. Skoro wsadzanie biało-czerwonej flagi w psią kupę wywołuje zachwycony rechot „elit”, to trudno się dziwić, że politycy nie myślą o dobru publicznym. Zresztą samo to pojęcie jest traktowane pogardliwie. Przed laty Aleksander Kwaśniewski, klasyk jeśli chodzi o lekkie traktowanie spraw poważnych, na pytanie o dobro Polski odparł: – Dobropolski? Nie znam takiego kandydata.