Co dalej z wolnością słowa?
Europoseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ozdobił początek polskiej prezydencji protestami w Parlamencie Europejskim. Były minister sprawiedliwości wygarnął premierowi, że Polska ma problem z wolnością słowa. Wystąpień nie uzgodnił z władzami partii.
Możliwe, że zaszkodził jej w kampanii. Z drugiej strony zniesmaczonym tezami Ziobry przypomnę, że pół roku temu lewicowi europosłowie węgierscy zafundowali łaźnię premierowi swojego kraju Victorowi Orbánowi, który też obejmował prezydencję. Poszło o to samo, a tamci protestujący dostali wsparcie europejskiej lewicy.
Zamiast wymyślać fałszywe standardy, porozmawiajmy o problemie. Gdy nierównowaga ideowa dotyczy mediów publicznych, adresatem pretensji powinno być państwo. Nawet gdy inne partie też miały w przeszłości grzechy na sumieniu.
A gdy dotyczy prywatnych? Rzecz bardziej złożona, ale nie udawajmy, że to urojenie. Używając metafory ulicznej agitacji – ci uzbrojeni w wielki telebim i ci, którzy muszą liczyć na siłę swojego głosu, nie walczą w tej samej lidze.