Siła mediów broni życia
Ruchy pro-life w Ameryce pokazują, że spór o aborcję nie ma charakteru wyłącznie religijnego
Przed każdą kampanią wyborczą Polska lewica, wzorem swoich kolegów z zachodnich krajów, chce pod płaszczykiem obrony praw człowieka zabrać prawo do życia coraz większej liczbie ludzi będących w prenatalnej fazie rozwoju. W tym celu kwestia aborcji została sprytnie sprowadzona przez ideologów lewicy do wojny światopoglądowej i sporu religijnego, co powoduje, że legalizując aborcję, można powołać się na neutralność światopoglądową i laicki charakter państwa. Sprzeciw wobec aborcji nie ma jednak tylko podstaw religijnych. Szczególnie w USA ruchy pro-life walczą z nią z pozycji laickich, korzystając z mediów i mając wsparcie celebrytów.
Nauka za życiem
Z chwilą wynalezienia USG, dzięki któremu można przekonać się, jak wygląda „zlepek komórek”, argument aborcjonistów, który mówił, że zabieg ten nie jest zabójstwem człowieka, rozsypał się jak domek z kart. Doktor Bernard Nathanson był osobą, która przyczyniła się do legalizacji w USA aborcji (zakładając organizację NARAL) i była odpowiedzialna za 75 tys. aborcji (dwukrotnie osobiście abortował swoje dzieci). Później po ujrzeniu na USG, jak wygląda aborcja, porzucił swój fach, nakręcił słynny film „Niemy krzyk” i napisał, że „NARAL stosował dwie kluczowe metody w propagandzie na rzecz aborcji: ukrywanie wszystkich dowodów naukowych na to, że życie zaczyna się od poczęcia, i zawładnięcie środkami masowego przekazu. Pierwsza z tych metod polegała na konsekwentnym przeczeniu dowiedzionemu naukowo faktowi, że życie zaczyna się w chwili poczęcia. Utrzymywaliśmy, że stwierdzenie, kiedy zaczyna się życie człowieka, jest problemem teologicznym, prawnym, etycznym, filozoficznym, ale na pewno nie naukowym”.