Ale kino! Ja nie mogę…
Tymi słowami kończyłem ostatni felieton, a życie zaraz dopisało kolejną, niekoniecznie sympatyczną pointę
Tytułowy cytat pochodzi ze skeczu Andrzeja Zaorskiego i Mariana Kociniaka „Kulisy srebrnego ekranu” mającego premiery w „60 minut na godzinę” w Trójce lat 70. i 80. Wspomniałem pana Mariana Kociniaka, ponieważ zakodował mi się jako równiacha Maniek, oczywiście jako Franek Dolas z „Jak rozpętałem II wojnę światową”, ale również odtwórca wspaniałych ról w Ateneum.
Ogólnie fajny gość. A tu zaraz po wysłaniu do redakcji artykułu w zeszłym tygodniu zobaczyłem mojego niegdysiejszego idola na wiecu poparcia dla władzy „lecącego” zupełnie niewybrednym tekstem. I tak człowiekowi trochę głupio. Każdy ma jak najbardziej prawo popierać, kogo mu się tylko podoba, jednak forma powinna być taka, by nie pozostawiała niesmaku. Jest chyba niewiele gorszych widoków niż obnażony aktor. I nie chodzi tu o pornosa. Aktorzy przeważnie najlepiej wypadają w cudzych tekstach. Gdy silą się na „wystawianie” własnych przemyśleń, często kończy się to klapą.