Kto nie gra w kości, czyli ciasno zwinięte wymiary
Autor jest człowiekiem światowym, w III RP był ambasadorem i konsulem, poznał wiele ciekawych, egzotycznych miejsc. Akcję powieści przenosi więc co rusz a to do Birmy, a to na Filipiny, to znów do Tajlandii. Bohaterowie przemieszczają się błyskawicznie z kontynentu na kontynent, zahaczając nawet o Warszawę, która jednak nie robi na nich najlepszego wrażenia. Therese Simli, wykładającej na Uniwersytecie w Zurychu Żydówce, obywatelce szwajcarskiej, nie spodobał się ani ciasny budynek lotniska, ani „lichy downtown z kilkoma wieżowcami tęsknie zapatrzonymi w Nowy Jork albo Frankfurt”, ani tandetna elegancja hotelu, w którym się zatrzymała. Szukała dowodów na odwieczny polski antysemityzm, ale – rozczarowana – dopiero po długich poszukiwaniach natrafiła na nabazgraną na murze szubienicę z gwiazdą Dawida.