Najnowsza interwencja Uważam Rze

Biznes

Swiss currency. AFP

Oaza prawdy w Uzbekistanie

Janusz Rolicki

Od lewego

Jako człowiek ostrożny dziwiłem się amatorom gruszek na wierzbie, którzy chcieli się szybko dorobić, korzystając z bogactwa tak zwanych instrumentów finansowych. Od dawna wiem, że kapitalizm oferuje nam nieograniczone możliwości pod warunkiem, że stale trzymamy jedną rękę na portfelu, a drugą oganiamy się przed tymi, którzy chcą nas skrócić o głowę. Stąd nieraz dziwiłem się, że Polacy, kupując mieszkania na raty, i to spłacane przez lat 30, decydowali się na kredyty we frankach szwajcarskich. Ja, jak większość z państwa, nie zarobiłem nigdy w życiu złamanego franka. Branie kredytu w walucie, której nie oglądałem na swe oczy, wydawało mi się więc postawą irracjonalną. A jednak ostrożnych nie było znowu tak dużo, skoro 700 tys. osób wzięło kredyty we frankach na 170 mld zł. Brrr...



Nie dziwię się rządowi, że wzdraga się teraz przed udzielaniem pomocy osobom zakochanym w minionej już taniości franka. A premier Tusk nie chce wzorować się na panu Orbanie, który to zamroził kurs franka. U nas dobrym wujkiem chce być pan Pawlak i... domaga się potanienia spreadów – prowizji bankowej pobieranej przy przewalutowaniu kredytu. Banki tłumaczą, że to ich święte prawo brać tyle, ile rynek wytrzyma. Rząd na odczepne, aby nie sądzono, że Tusk jest bez serca, będzie napędzał pieniądze kantorom. Bo na ustawie zezwalającej na spłaty rat we frankach zarobią kantory, które natychmiast zaczną ciągnąć w górę i bez tego wysoki kurs franka.

Gdy słucham biadolenia nad losem odważnych kredytobiorców, którzy zapomnieli, że kursy są płynne i stąd nie wiedzieli, że gdy jakaś waluta idzie w górę, to znak jak u Rojtszwańca, że potem będzie spadała, przypomniała mi się bania giełdowa z 1994 r. A było to w czasach, gdy na giełdę wchodził Bank Śląski. Ludzie, przypomnę, wówczas oszaleli i masowo zakładali konta giełdowe. Oj, co to się działo, pół Polski sądziło, że giełda jest maszynką do robienia złotówek. Byli tacy, którzy zapożyczali się i kupowali, kupowali akcje, a potem płakali i płakali, a w końcu zgrzytali zębami. Wniosek z tych doświadczeń jest jeden. Jeśli nie chcemy zasiadać w oślej ławie, uczmy się kapitalizmu rozważnie i powoli.

Do prawego

Jerzy Jachowicz

Martwię się bardzo o Michała Kamińskiego, europosła PiS. O pardon, znowu się pomyliłem. Teraz w PJN. Ale wkrótce… kto wie.

Truchleję, bo nad głową Michała Kamińskiego zawisło poważne niebezpieczeństwo. Może zostać unijnym ambasadorem w Uzbekistanie. Pcha go do tego ze wszystkich sił Radek Sikorski. Podstępnie. Umówił się nawet z Michałem Kamińskim w Zakopanem. I to w czasie weekendu. Żeby mieć dużo czasu na przekonanie go do wyjazdu do Azji Środkowej. Karty na stół wyłożył w knajpie góralskiej. Kto zapłacił z własnej kieszeni za lunch, nie udało nam się dowiedzieć, ale raczej zrobił to szef MSZ, bo to jemu zależy, żeby Kamińskiego wypchnąć z polityki. I z kraju.

Niedawny spin doktor PiS staje się konkurentem liderów Platformy Obywatelskiej, w tym dla samego Radka Sikorskiego. Angielskim posługuje się jak Szekspir, ma też maniery gentlemana z pałacu Buckingham. Dopóki był w PiS, dopóty wady i słabości swojego lidera Jarosława Kaczyńskiego przekuwał na wyborcze sukcesy. Jeśli obrzucał błotem przeciwników politycznych, robił to z wdziękiem i osobistym urokiem, nigdy nachalnie, prostacko. Po tym, jak trzasnął drzwiami w PiS, wyrósł szybko na największego krytyka Kaczyńskiego. A tacy są w PO na wagę złota. I mają szansę zajść daleko. Kamiński w swej nowej roli staje się klonem połączonych Janusza Palikota i Stefana Niesiołowskiego. Opowiada, że po raz pierwszy od dziesięciu lat będzie mógł mówić prawdę. Wraz z odejściem z PiS bezpowrotnie pogrzebał bowiem epokę kłamstwa, w jakiej przyszło mu wcześniej umacniać w polskiej polityce sektę i jej lidera. Za zmianą duchową poszła zewnętrzna. Stonowane garnitury i krawaty zamienił na mocno jaskrawe kolory.

Teraz, kiedy właśnie wyszlachetniał, stał się oazą prawdy, Sikorski chce się go pozbyć? Trapię się, że Kamiński szybko rozczaruje się dyplomacją i zacznie hodować owce albo uprawiać bawełnę, bo tam to złoty interes. W dyskusjach lubił powtarzać: „Nie wszystko złoto, co się świeci” – co w przypadku bawełny w Uzbekistanie pasuje jak ulał.

Poprzednia
1 2

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Adam Maciejewski

Polski kapitał na Kaukazie

Od 2014 r. w Armenii działa fabryka polskiej spółki Lubawa. Nawiązanie współpracy z rządem Armenii było możliwe dzięki promocji naszego przemysłu za granicą, wspieranej przez dotacje z UE

Hubert Kozieł

Czy Podesta zadławi się pizzą?

• SPISKOWA TEORIA WSZYSTKIEGO • Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych były wielkim zwycięstwem zwolenników spiskowej teorii dziejów. Potwierdziły bowiem wiele ich tez