Aport raport
Wymaganie, by raport był Biblią Świętą, jest co najmniej niepoważne i zasługuje na uśmiech politowania
Wspominanie katastrofy smoleńskiej nie uchodzi, jeśli chce się należeć do dobrego towarzystwa. Ciągłe dopytywanie o „prawdę” jest PiS-owską fanaberią. Bo to w sumie była PiS-owska katastrofa.
A ćwokiem trzeba być już zupełnym, żeby chcieć nie wiadomo czego od raportu. Raport miał być i jest. Czego więcej pyszczyć? Przyczyny katastrofy były ustalone 15 min po niej, chociaż kiedy te 15 min upłynęło, trudno się zorientować, gdyż raz samolot spadł o godz. 8.56, a potem okazało się, że to był spóźniony prima aprilis, bo spadł o 8.41. Czy to zresztą takie ważne? Państwo polskie zdało egzamin. To jest najważniejsze. Nikt nie musiał się podać do dymisji. Były awanse i ordery. Udało się zainstalować odpowiedniego prezydenta, bo jeszcze bardziej odpowiedni, nie wiedzieć czemu, zrejterował i to bez okazania zwolnienia lekarskiego. Może targnęło nim jakoweś przeczucie, a może… Zresztą liczą się fakty.