Kiedy jesteśmy narratorami
Skacząc po kanałach, można trafić na perełki. Ale filmy Hanekego trudno tak nazwać, choć pamiętamy je długo...
W nocy obejrzałem na Cinemaksie „Wideo Benny’ego”, wczesny film Michaela Hanekego z 1992 r. Długo nie mogłem ochłonąć. W tym sensie austriacki reżyser jest wybitny. Ale...
Filmem stale wędrującym po różnych stacjach są późniejsze o siedem lat „Funny Games”, a ostatnio i jego amerykański remake, który jest wierną kopią. Nigdy nie obejrzałem go w całości, zaczynałem i przerywałem. Znam racje Hanekego. W dobie fascynacji przemocą chciał ukarać publiczność. Powiedzieć: to, co zwykle oglądacie, jest stylizacją, ja wam pokażę, czym przemoc jest naprawdę. Półtoragodzinna historia znęcania się nad trzyosobową rodziną obfituje nie tyle w sceny krwawe, ile naładowane przemocą psychiczną. Przyzwyczailiśmy się do ludzi zmienianych w krwawe ochłapy. Ale nie do zaglądania przez nieruchomą kamerę w twarz matki, która straciła dziecko, a musi dalej walczyć o własne życie.