PO broni Polaków przed Breivikiem
Jeszcze trochę i uwierzę, że niedoszłymi ofiarami Andersa Breivika byli polski minister spraw zagranicznych, polski premier i inni działacze partii miłości, którzy cudem tylko i niebios zrządzeniem nie znaleźli się na fatalnej wyspie Utoya. Ten pierwszy ogłosił za granicą, że w Polsce morderców pokroju Norwega jest cały legion, ten drugi stwierdził, że tylko jego partia jest w stanie powstrzymać siły fanatyzmu i zamordyzmu. Kto żyw przeto, komu miła demokracja i wolność, raz dwa winien popierać Platformę. I tak z dnia na dzień niemal powstał nowy front jedności narodu, nowy ruch obrony przed faszyzmem od Gowina do Sierakowskiej.
Tym razem jakoś nie słyszę głosów tych, którzy wcześniej zarzucali opozycji, że własne gniazdo kala. Nie umiem też dostrzec kpin z platformianego cierpiętnictwa, z ciągłego obnoszenia własnych ran i to tych, których nie było, nie ma i nie będzie. Cisza. Milczą komentatorzy, analitycy i obserwatorzy. Chociaż nie. Gdzieżby tam. Mówią. Tyle że coś całkiem przeciwnego. Razem z rządem budują propagandę strachu i zagrożenia. W końcu czego się nie robi dla zwycięstwa.