Czy reperują drzwi?
Jan Himilsbach (lump, kamieniarz, pisarz, aktor–naturszczik, kontr reżimowy „celebryta” ery głębokiego PRL–u) warknął kiedyś:
— Tyle dróg budują, tylko, kurwa,
nie ma dokąd iść!
Dzisiaj jest na odwrót: dróg nie budują (choć ciągle obiecują budować), a nawet nie reperują, lecz iść można wszędzie, panuje wolność, prawie słyszy się burknięcie rządu: — Nie budujemy żadnych tras, ale możesz sobie iść w cholerę, gdzie chcesz! Czemu tedy ta postpeerelowska wolność wydaje się coraz większemu odłamowi społeczeństwa jej zaprzeczeniem, swoistym totalizmem? Miękkim, bo miękkim (nie rozstrzeliwują, nie torturują, nie zsyłają), lecz jednak ludzie mają prawo czuć pewien niepokój, gdyż każdy zbrodniczy totalitaryzm zaczynał się od wersji „soft”, stosując łagodne środki nadperswazji i quasi–przymusu. Jakobini Robespierre i Marat (specjalista od PR), nim zasadzili las wydajnych gilotyn, agitowali jedynie propagandą medialną (gazeta „Przyjaciel Ludu”, antycypująca naszą „Trybunę Ludu”). Bolszewicy, nim uruchomili dziurawienie potylic i „Archipelag Gułag”, tłumaczyli swoją doktrynę zamordyzmu grzecznie; leninowski „ludowykomisarz oświaty”, Anatolij Łunaczarski, pisał: „Ci, którzy są przeciwko nam, też są z nami,tylko tego jeszcze nie wiedzą, ale my im to uświadomimy”. Uświadamianie (ołowiem, knutem, drutem kolczastym i głodem represyjnym) przyniosło efekty tak trwałe, że rosyjskie społeczeństwo do dzisiaj czci sukinsyna Lenina i skurwysyna Stalina jako dobroczyńców. O paraidentyfikacji i kulcie tego rozmiaru marzy każdy dyktatorek praktykujący zamordyzm typu "soft".
Niedawno „Rzeczpospolita” przypomniała piórem socjologa Michała Łuczewskiego: „Już podczas pierwszej pielgrzymki do wolnej Polski Jan Paweł II wyrażał obawę, że zwycięstwo nad totalitaryzmem może okazać się porażką (...) Podczas wystąpienia w polskim parlamenciew1999roku wyrażał niepokój o to, że polska demokracja może zamienić́ się w zakamuflowany totalitaryzm. W tych słowach obecna była świadomoścí nadciągającej przegranej”. Słowo ciałem się stało. Ten „zakamuflowany totalitaryzm”(kamuflażem jest oczywiście PR, czyli bla–bla–bla gloryfikujące swobody demokratyczne obecnych czasów) widać dookoła coraz wyraźniej, a będzie jeszcze gorzej, bo brukselska centrala narzuci Polsce wszystko: śluby homoseksualistów, adopcje dzieci przez monopłciowców i kary dla hotelarzy, co nie będą wynajmować pokoików homo duetom, dla restauratorów, którzy nie zechcą urządzać przyjęć weselnych gejo nowożeńcom, i dla zacofańców powtarzających drukowany przez Jerzego Illiga przy tyk Tadeusza Żychniewicza wobec tyło włazów: „—Tłok powinien pracować w cylindrze, a nie w rurze wydechowej” (Żychniewicz, publicysta religijny, z wy kształcenia był specjalistą od silników).
Felieton to krótka forma publicystyczna, nie dam więc rady wymienić wszystkich przejawów „soft–totalu”tłamszącego obywateli III RP, lecz kilka niżej wskazanych dowodzi jaskrawo, iż zamordyzm państwowy coraz bardziej się rozzuchwala. Parlamentarny zakaz kupowania przez partie spotów reklamowych w radiu i telewizji wydała będąca polityczną formacją Salonu partia, która mając do dyspozycji salonowe media (quasi–monopol medialny), nie musi kupować sobie reklamy dodatkowo, posiada ją w nadmiarze. Cuchnie to tyranią systemów monopartyjnych, które używają demokracji tak, jak sutenerzy używają kobiet. Tę partie hołubią również sądy. Konstytucyjnie gwarantowana wolność wypowiedzi jest brutalnie tłumiona za pomocą prywiślińskich trybunałów, które represjonują pozwanych nawet wtedy, gdy dokumenty lub jawne dla wszystkich faktograficzne dowody przeczą pozwowi całkowicie; taki sądowy knebel dla mówiących bez ogródek prawdę staje się nad Wisłą istną masówką, procederem noszącym znamiona ukartowanej strategii Salonu. Inną kampanią wojenną ze strategią jasną jak słońce jest walka organów państwowych przeciwko ludziom posiadającym samochody. Świetny przykład to stolica, gdzie Straż Miejska, powołana do chronienia mieszkańców, do uwalniania ich od zagrożeń i kłopotów, prowadzi nieomal wyłącznie działalność mandatową sekującą kierowców. Czymże, na Boga, jest notoryczne represjonowanie parkujących w metropolii, która ma katastrofalny deficyt miejsc parkingowych — jak nie pałkarską agresją? Trudno się dziwić, że kierowcy oskarżają panią burmistrz o perfidną złośliwość wobec nich, jeśli każdy remont jakiejś dużej ulicy (Francuska, Emilii Plater, itd.) kończy się rażącym zmniejszeniem liczby miejsc parkingowych, cza sami aż o 50%! Podobnie trudno się dziwić przeklinaniu Izb Celnych i Urzędów Skarbowych przez właścicieli firm, które do prowadziła do bankructwa „błędna”(czytaj: głupia, złośliwa lub interesowna, bo za wykrycie ukrytych dochodów leci premia) decyzja fiskalna. Gdy później okazuje się, że Fiskus spowodował upadłość wbrew prawu (mnóstwo takich przypadków!) — urzędnik skarbowy odpowiedzialny za to bez prawie (a dla wielu rodzin: tę tragedię życiową, i to już nie jest „soft”) nie ponosi nawet dyscyplinarnej kary. Rzesza i Sowiecja zyskały miano wzorcowych despotii właśnie za gnojenie niewinnych ofiar systemu.