Rostowski nie zwariował
Oberwało się ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu za słowa o grożącej Europie katastrofie gospodarczej w przypadku krachu waluty euro i idącej w ślad za tym możliwości wybuchu wojny na kontynencie.
O ile jednak można jeszcze zrozumieć krytykę miejsca i czasu tej wypowiedzi (Parlament Europejski w czasie polskiej prezydencji), o tyle trudno już dostrzec sens w tych przesadnych narzekaniach na rzekome szaleństwo i całkowity „odjazd” ministra. Uważam odwrotnie. Jacek Rostowski całkiem sensownie i trzeźwo potwierdził to, o czym część publicystów ostrzega od dawna. Po pierwsze: historia się nie skończyła i nic nie zwalnia rządzących od troski o przyszłość.
Twierdzenia, iż liczy się tylko „tu i teraz”, to niebezpieczny bełkot. Po drugie: państwa narodowe trwają i nadal są podsta-wą bezpieczeństwa narodów. Trzeba więc je wzmacniać niezależnie od zaawansowania integracji europejskiej. Bo jutro może nastąpić dezintegracja. Po trzecie: trzeba zrobić wszystko, by żadnej wojny nie było, a demontowanie armii jest szaleństwem. Nadal jeśli chcesz pokoju, to szykuj się na wojnę.
Dlaczego więc słowa ministra wzbudziły takie oburzenie? Chyba nie przypadkiem najgłośniej krzyczeli ci, którzy tak wiele zainwestowali w ułudę polityki bez odpowiedzialności, kredytów, których nie trzeba spłacać, i świata, który jest tylko przyjazny i zawsze bezpieczny. Każdy głos, który przybliża nas do poważnej rozmowy o przyszłości Polski i Europy, jest cenny.