Dziecko z nieprawego łoża
Zanika instytucja małżeństwa. Z roku na rok w całej UE rodzi się coraz więcej nieślubnych dzieci. A co będzie za kilka lat?
Katarzyna Zuchowicz, Małgorzata Tryc-Ostrowska
Knowsley – małe miasteczko niedaleko Liverpoolu. 12 tys. mieszkańców, kilka wieżowców i mnóstwo kobiet w ciąży. To fenomen na skalę Wielkiej Brytanii i prawdziwy rekordzista – z nieprawego łoża rodzi się tu niemal 70 proc. wszystkich dzieci, a w 2014 r. liczba ta ma przekroczyć 75 proc.
„Knowsley powinno się nazywać Centrum Samotnej Matki” – ironizują brytyjskie media. Większość kobiet, które tu mieszkają, nie ma ani męża, ani partnera, ale też żadnej pracy i żadnych perspektyw. Żyje z zasiłków od państwa, co Brytyjczykom przestaje się podobać już dziś.
Tego rodzaju miasteczek jest w Wielkiej Brytanii więcej. Hartlepool, Hull, Blackpool – tam również liczba pozamałżeńskich dzieci zbliża się do 70 proc. Matki piszą na forach internetowych: „Mój eks wpada raz w tygodniu, pęka z dumy jako ojciec. Resztę dni cieszy się życiem, ciągle imprezuje. Ma nawet drugie nieślubne dziecko”.
W całej Wielkiej Brytanii pozamałżeńskich maluchów – które jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku mogłyby żyć z piętnem „bękarta”, a ich matki zwano by pogardliwie „pannami z dzieckiem” – rodzi się już blisko 50 proc. I wszystko jedno, czy – jak w Knowsley – przychodzą na świat wśród kobiet uciekających przed biedą, czy – jak w Londynie – wśród wykształconych, robiących karierę singielek, a także tych żyjących w luźnych związkach partnerskich. Każdego roku takich dzieci rodzi się coraz więcej. Dla porównania, w 1976 r. w Wielkiej Brytanii było ich zaledwie 9 proc.
Ciągle rośnie
Taki trend od lat utrzymuje się w całej UE. Według statystyk z ubiegłego roku średnia z krajów dwudziestki siódemki to ponad 35 proc. W 1990 r. wynosiła ona 17 proc. Bardzo szybko przybywa jednak państw, w których już dziś w związkach nieformalnych rodzi się więcej dzieci niż w małżeństwach.
W ostatnich danych Eurostatu pod tym względem przoduje Estonia (ok. 59 proc. urodzonych dzieci), Szwecja (54), Francja (53) i Bułgaria (53). Według innych statystyk na wysokim miejscu plasuje się Islandia. Już w 2006 r. pozamałżeńskich dzieci rodziło się tam aż 66 proc.
– W latach 70. byłam jedynym dzieckiem na przestrzeni pięciu kilometrów, którego rodzice byli rozwiedzeni. Teraz normą jest, że ludzie w moim wieku żyją bez ślubu – przyznała młoda Bułgarka.
Inne kraje są jeszcze w tyle, ale i tam widać ogromny wzrost. W Holandii liczba ta przekracza już 40 proc. W 1980 r. była dziesięć razy niższa.
W Hiszpanii, gdzie dopiero w 1981 r. zrównano w prawach nieślubne dzieci z tymi z prawego łoża, teraz co trzeci noworodek przychodzi na świat poza formalnymi związkami. Jak podał właśnie Narodowy Instytut Statystyki, w 2000 r. tylko 17,7 proc. noworodków miało rodziców niepołączonych węzłem małżeńskim. Do 2009 r. liczba ta się podwoiła i takich dzieci wśród nowo narodzonych Hiszpanów było już 34,5 proc. Zdaniem demografów już za dziesięć lat ten odsetek przekroczy 50 proc.
Również w Czechach z nieprawego łoża rodzi się już jedna trzecia dzieci, choć w 1990 r. takich maluchów było tylko 10 proc. Nawet w Polsce, gdzie nieślubnych dzieci rodzi się zaledwie 19 proc., wzrost i tak jest kilkakrotny. Dwadzieścia lat temu pozamałżeńskich noworodków było zaledwie 6 proc., a co dopiero mówić o katolickiej Malcie, która w ciągu 20 lat odnotowała wzrost z 1 aż do 25 proc.?
Wszędzie jako przyczyny tego stanu rzeczy komentatorzy wymieniają sekularyzację, całkowitą akceptację społeczeństwa dla niegdyś tak piętnowanych panien z dzieckiem i dla ich potomstwa, powszechną tolerancję dla związków nieformalnych oraz coraz większą niezależność finansową kobiet. Niektórzy mówią wręcz o modzie na posiadanie dzieci bez ślubu. Inni wspominają o wyzwoleniu krajów Europy Wschodniej, które niegdyś gnębione przez komunistów teraz zaczynają doganiać zachodnie trendy.
– To negatywna tendencja kulturowa. Nastąpiło oderwanie życia seksualnego od małżeństwa, stosunki pozamałżeńskie są powszechnie tolerowane, więc jest też więcej okazji do poczynania nieślubnych dzieci – ubolewa dyrektor hiszpańskiego konserwatywnego Instytutu Polityki Rodzinnej Eduardo Hertfelder.
Nie chodzą do kościoła
Bardzo ważna jest religia, a właściwie jej ginący wpływ. – Jestem w stanie wyobrazić sobie, że w Polsce takie rzeczy zdarzają się rzadziej, bo Kościół katolicki, który woli, by ludzie żyli w małżeństwie, ma u was ogromny wpływ. U nas nie – mówi fiński demograf Kari Pitkaanen.
Rzeczywiście. Patrząc na statystyki, choć również z tendencją wzrostową, w dolnej granicy znajdują się: Polska, Litwa, Włochy, Grecja, Cypr i Macedonia.
Wyraźnie widać, że więcej pozamałżeńskich dzieci rodzi się w tych częściach Europy, gdzie Kościół katolicki czy protestancki przestał mieć dla ludzi jakiekolwiek znaczenie.
Przodująca w rankingach Estonia to dziś jeden z najbardziej świeckich krajów w Unii, w którym konsekwentnie, rok po roku, Kościół ewangelicko-luterański traci kolejnych wiernych. Autor książki „Estonia” Michael Spilling już w 1999 r. pisał: „Estończycy mają liberalne, luźne podejście do seksu i małżeństwa. Ponad 80 proc. dzieci poczętych jest poza małżeństwem, ponad połowa rodzi się jako nieślubna”.
W Szwecji z Kościoła luterańskiego w ubiegłym roku odeszło ponad 80 tys. wiernych, a – według szacunków – do 2020 r. liczba ta może sięgnąć nawet miliona. Podobnie jest we Francji i w Czechach, gdzie do Kościoła chodzi tylko 5 proc. wiernych. Z kolei w Wielkiej Brytanii nieślubne dzieci rodzą głównie Brytyjki. Wśród imigrantek mieszkających na Wyspach, które na ogół są bardziej religijne, zdarza się to rzadko.
Również w Bułgarii, gdy trzy lata temu parlament przegłosował zrównanie praw dzieci z prawego i nieprawego łoża, nie pomogły protesty Kościoła, bo nikt go nie słuchał. W kraju tym tylko 30 proc. młodych ludzi decyduje się na małżeństwo. W luźnym związku żyje nawet premier Bojko Borisow.
Nie ma różnicy
Czy tak ogromny wzrost nieślubnych dzieci może mieć jakiekolwiek konsekwencje dla społeczeństwa? Jak będzie wyglądała Europa za dziesięć czy 20 lat?
– Jeśli dziecko rodzi się w związku partnerskim, nie widzę żadnego problemu. Trzeba po prostu zaakceptować fakt, że mamy do czynienia z nowym modelem rodziny. W Skandynawii, w której obserwujemy gigantyczny wzrost liczby nieślubnych dzieci, połowa młodych ludzi nie decyduje się na małżeństwo, choć żyje w stałych związkach. Świadomie odrzucają je jako instytucję związaną z Kościołem lub państwem. Chcą być niezależni i nie robi im żadnej różnicy, czy są związani węzłem małżeńskim, czy nie. Ważne, że jako partnerzy żyją razem – mówi Pitkaanen. Podkreśla, że w krajach skandynawskich wzrost nie dotyczy samotnych matek i liczba kobiet, które decydują się na poród i samotne wychowywanie potomka, wcale nie jest dramatycznie wyższa niż sto lat temu.
A jeszcze w XVII i XVIII w. kobieta, która urodziła pozamałżeńskie dziecko, musiała w Szwecji płacić grzywnę. Jedna z reguł kościelnych z 1686 r. nakazywała „winnej” siedzieć w czasie nabożeństwa na stołku przed całą kongregacją. Ukarany mógł być również ojciec, ale jemu łatwiej było uciec i nie przyznać się do winy. Kary zniesiono w XIX w. W całym kraju takich noworodków rodziła się wtedy jedna dziesiąta i aż do 1866 r. żadne z nich nie miało prawa dziedziczenia majątku któregokolwiek z rodziców. W 1866 r. zyskały takie prawo po matce, a po ojcu dopiero w 1970 r.
– Już wtedy w Skandynawii rodziło się najwięcej nieślubnych dzieci w Europie. Dziś nie widzę żadnej różnicy między wychowaniem w małżeństwie i w związku partnerskim. Najważniejsze, by dziecko miało obok siebie oboje rodziców i aby było szczęśliwe. Jaka różnica, czy rodzice mają ślub? – mówi fiński demograf.
Katastrofa dla podatników
To ta pierwsza, lepsza strona medalu. Jest jeszcze druga, która bardziej niepokoi ekspertów i w UE, i w Ameryce, gdzie nieślubne dzieci też stanowią już 40 proc. nowo narodzonych. Według nich problemem są dzieci samotnych matek – tych ubogich, które nie mają pracy i żadnych perspektyw. One z góry skazane są na gorszą pozycję. Będą żyły w biedzie, często w środowisku niewykształconych osób, nie mówiąc o świecie przestępczym. W dodatku bardzo często na koszt podatników. Przyzwyczajone do ulg same nie będą pracować. Na przykład w Bułgarii tysiące takich maluchów tak naprawdę wychowuje ulica.
„Te dzieci nigdy nie będą miały szansy na obserwowanie od środka, jak wygląda prawdziwy związek dwojga rodziców. A gdy dorosną, same będą powielać ten model. To będzie katastrofa dla podatników i społeczeństwa” – przewiduje Robert Rector z amerykańskiego Heritage Foundation. Jego zdaniem Ameryka już dziś szybko zmienia się w społeczeństwo dwuklasowe, które dzieli kwestia małżeństwa i edukacji. „Dzieci urodzone w małżeństwie, w którym rodzice mają wyższe wykształcenie, są na górze drabiny społecznej. Te urodzone przez samotne matki ze średnim lub niższym wykształceniem – na dole” – pisał w amerykańskim „National Review”.
Zły przykład
Teoretycznie można powiedzieć, że pewien trend wyznaczają również celebryci czy politycy z pierwszych stron gazet. Ale tu również – jak pokazuje wiele przykładów – najlepiej, gdy żyją w przykładnym związku ze swoim partnerem. Gdy ujawniono, że Barack Obama został poczęty z nieprawego łoża, dyskusja na ten temat w amerykańskich mediach zdawała się nie mieć końca. Gdy Arnold Schwarzenegger przyznał się do posiadania nieślubnego dziecka, spadła na niego lawina krytyki. A gdy zdobywczyni Oscara Natalie Portman ogłosiła niedawno, że jest w ciąży ze swoim narzeczonym (w czerwcu urodziła syna), Mike Huckabee, prawdopodobny kandydat republikanów na przyszłego prezydenta USA, odsądził ją od czci i wiary. – Ona daje zły przykład społeczeństwu. Sama nie ma problemów finansowych i może sobie na to pozwolić, ale co mają powiedzieć tysiące kobiet, które ledwo wiążą koniec z końcem? Większość samotnych matek jest biedna, niewykształcona, nie ma pracy i gdyby nie pomoc państwa ich dzieci umierałyby z głodu – mówił.