Co dalej z motylami?
Prokuratura odmówiła wszczęcia sprawy przeciw mężczyźnie, który w Łodzi – przebrany za motyla – biegał w okolicach katedry wokół procesji Bożego Ciała. Uznano, że ów człowiek, nazywający siebie artystą, nie obraził niczyich uczuć religijnych. Można by uznać, że to wybryk jakiegoś niemądrego prokuratora i wystarczy dopilnować, aby przed podjęciem takich decyzji sprawdzano, jak ważnym dla katolików świętem jest Boże Ciało. Mam jednak obawę, że to coś więcej niż niekompetencja.
Ten problem nie dotyczy tylko Polski. Na Zachodzie łatwo być postawionym pod pręgierzem za obrażenie geja, Murzyna, muzułmanina czy Żyda. Natomiast chrześcijanin, a w szczególności katolik, jest takim typem ludzkim, którego po prostu nie da się obrazić.
Łódzki prokurator był świadom, na co może sobie pozwolić. Wszak wedle norm politycznej poprawności chrześcijanie nie mogą liczyć na ochronę. Takie czasy. Mamy niby-prokuratorów, którzy boją się być prokuratorami, i niby-artystów, którzy nie potrafią być artystami. Oraz całkiem realnych chrześcijan, którym odbiera się prawo do godności.