Polska masakra piłą
Kanadyjczycy kręcą horror „Shrine”. Dzieje się w Polsce. To kolejny film, w którym środkową Europę zaludniają krwawe bestie
Znajomy przesłał mi na temat „polskiego” horroru link z Interii. Z załączoną sceną z filmu. Para zachodnich dziennikarzy szuka przy polskiej chałupie kolegi – najtrwalszy schemat. Chłop zajęty zarzynaniem świni zakazuje córeczce Lidii rozmawiać z obcymi, a sam nieproszonych gości przegania. Bardzo łamaną polszczyzną.
HBO przypomina „Rzeźnię na szynach”. To historia amerykańskich sportowców, którzy trafili do niewłaściwego pociągu i są szlachtowani dla narządów. Takich historyjek są setki, ta wyróżnia się już nie litrami, a hektolitrami krwi i Thorą Birch, którą pamiętamy z „American Beauty”. Czasem takie filmy mają coś – ciekawy pomysł, oryginalny klimat. Ten służy odwracaniu oczu.
Ale pociąg przejeżdża przez Ukrainę. Miejscowi to okrutne zwierzęta albo plebejusze patrzący na świat z zabobonnym lękiem. Jak to ludzie Wschodu.
Film Eliego Rotha „Hostel” ze zdzieraniem paznokci i masakrowaniem twarzy uroczej Japonki lampą lutowniczą dział się na Słowacji. Nie tylko Słowacy wyjątkowo chętnie obsługiwali w nim amatorów mordowania dla mordowania, ale kraj przedstawiono jako dziki. Po ślicznym miasteczku grasowały dzieci atakujące turystów, a na autostradzie policjanci wyrzucali ludzi z aut i bili ich kolbami. Byłem na Słowacji, niczego takiego nie widziałem. Ambasada słowacka zaprotestowała.
W tej sytuacji można się dziwić, że Polsce tak długo dawano spokój. Autor bloga, do którego dostałem link, zauważa, że chałupy wyglądają w trailerze „Shrine” jak z miasteczka Salem. Ja widzę, że jurny chłop w szortach przypomina zachodniego kulturystę, nie wschodniego zwierzaka. Może nie będzie więc tak źle? Tylko to naiwne pytanie: dlaczego nie zadbają o jakość polskiego języka?
Niedawno to Kanadyjczycy zamęczyli Polaka paralizatorem na swoim lotnisku. Historii odwrotnych brak. A jednak nie obrażajmy się. Polska, Słowacja, Ukraina czy opanowana w drugim i trzecim „Draculi” przez wampiry Rumunia pełnią taką samą rolę jak amerykańska prowincja.
Ile razy to oglądaliście: grupa młodych miastowych zapuszcza się w zabite dechami okolice, a tam bestie? Ludzie bestie. Można się do woli zastanawiać, czy to zabawa konwencją, czy odreagowywanie nieufności wobec innego świata, ale Teksas z „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” nie jest bardziej podobny do siebie niż Słowacja z „Hostelu”. Moglibyśmy się nawet poczuć dumnie: stajemy się peryferiami nie tylko Unii Europejskiej, ale i Ameryki. Choć przydałyby się na to inne dowody.