Oksfordzkie maniery
Angielski dżentelmen zawsze wzbudzał szacunek. Nad angielsko-polską wersją dżentelmena trzeba popracować
Za czasów komuny krążył taki dowcip. Zatłoczony autobus, pasażerka w wieku trolejbusowym (numery trolejbusów zaczynały się od 50) rozgląda się ostentacyjnie, szukając miejsca, ale te są zajęte i to przeważnie przez mężczyzn.
– Nie ma u nas dżentelmenów – mówi kobieta na cały głos. Na to pada odpowiedź jednego z panów: – Dżentelmeni są, tylko miejsc wolnych nie ma.
U nas teraz jest podobnie – dżentelmeni są, tylko miejsc nie ma. Nie ma miejsc, gdzie można by ich spotkać. Wydawać by się mogło, że tzw. wolnej Polsce powinno zależeć na stworzeniu wyższych sfer, będących wzorem i dających przykład, co uchodzi, a co jednak mniej. PRL-owska „urawniłowka” winna być odesłana do niesławnego lamusa. A tu okazało się, że po ponad 20 latach wyższe sfery to szemrane towarzystwo celebrycko-biznesowe, a gość w smokingu wie, że lepiej baczyć na „sikora” podczas najelegantszego rautu. Ukradli pierwszy milion, to zegarek mogą też podwędzić. W tej dramatycznej sytuacji gdzie warto skierować wzrok?