Co zostało po Andrzeju Lepperze
Władza mieli ludzi. Nawet w demokracji. Nawet tych przygotowanych. Czy można się więc dziwić, że i ten samorodny talent tego nie wytrzymał?
Był chyba tylko jeden, jedyny człowiek, który w ubiegłym tygodniu nie wypowiedział słowa „Lepper”. A miał sporo okazji, bo z powodu kryzysu występował w mediach kilkanaście razy. Tą osobą jest profesor Leszek Balcerowicz, autor reform z lat 90.
Raz, w TVP.INFO minęliśmy się w telewizyjnym studiu. Ja, wraz z dwoma innymi dziennikarzami, wychodziłem ze studia, on wchodził na antenę. Skupiony i poważny. My mówiliśmy wyłącznie o śmierci lidera Samoobrony, profesor Balcerowicz nie powiedział o nim słowa. Dodajmy – także złego, choć przecież miałby sporo do powiedzenia.
Losy tych dwóch ludzi splotły się już, choć z oddali, w latach 90. Wbrew powszechnej opinii, w momencie wejścia w życie reform profesora, Lepper nie był pracownikiem Państwowego Gospodarstwa Rolnego. To zbankrutowało bardzo szybko, a obszary, gdzie dawniej się mieściło, to dziś często zapomniane przez państwo tereny biedy dziedzicznej. Jednak ciężkie chwile przeżywali także rolnicy. Jednym z nich był Lepper. W swojej książce (zapewne ktoś spisał i zredagował jego wspomnienia) z 2002 r. pt. „Każdy kij ma dwa końce” opisywał, jak wpadł w pułapkę kredytową, bo stopa procentowa „nagle zaczęła rosnąć”. Balcerowicz powiedziałby pewnie – została urealniona.