Drogie obietnice
Od 10 do ponad 40 miliardów złotych kosztowałaby realizacja przedwyborczych obietnic największych partii. Przy założeniu, że wszystkie planowane przedsięwzięcia zostałyby wprowadzone w życie.
Czy partie także zakładają takie koszty? Żadna z nich nie przedstawiła wyliczeń, choć posiada je PO, jak wskazuje na Facebooku minister finansów Jacek Rostowski. –Jestem pewien, że nie zakłócą one naszych planów zrównoważenia finansów publicznych do 2015 r.
Partie chętnie obiecują wyborcom rozmaite wydatki na ich rzecz, ale nie mówią, skąd wezmą na to pieniądze. Co ciekawe, wszystkie większe ugrupowania są zgodne co do tego, że należy ciąć deficyt budżetowy. Tymczasem realizacja ich obietnic spowodowałaby jego znaczący wzrost.
PO obiecuje w czasie kolejnej kadencji m.in. odmrozić płace dla budżetówki, dać znaczne podwyżki nauczycielom akademickim i policjantom oraz przyznać wyższe ulgi na trzecie i kolejne dziecko. Z naszych szacunków wynika, że realizacja takich planów będzie w ciągu czterech lat kosztować od 15 do 20 mld zł.
Większe apetyty na wydawanie pieniędzy ma też PiS, który chce np. współfinansować budowę ścieżek rowerowych, podwyższyć świadczenia dla najuboższych oraz przyznać dodatki emerytom i rencistom. Stawia również na powszechny dostęp do Internetu. W przypadku realizacji takie działania kosztowałyby w ciągu czterech lat nawet ponad 40 mld zł.
Z kolei SLD, który tradycyjnie już chce maksymalnie rozbudować świadczenia socjalne i zapewnić bezpłatną oświatę, a tym razem nie zapomina również o potrzebach kolei, planuje wydać w tym czasie od 30 do 35 mld zł.
Tylko PSL przedstawiło na tyle ogólne hasła, że nie da się oszacować ich kosztów.