Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

BIOENERGOTERAPEUTA ADAM GOCEL. FOT. MAGDA STAROWIEYSKA/FOTORZEPA

Czary-mary będziesz zdrów

Nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi w Polsce zajmuje się znachorstwem i „uzdrawianiem”. Przed skutkami ich działalności ostrzegają Kościół i Ministerstwo Zdrowia

Agnieszka Niewińska, Jarosław Stróżyk

Czasem zastanawiam się nad tą moją energią i sam tego nie rozumiem. To jest nie do pojęcia – mówi Adam Gocel, który przedstawia się jako uzdrowiciel i bioenergoterapeuta. Dawniej był dziennikarzem. Zasłynął jako prowadzący emitowanego od 1986 r. programu „Piłkarska kadra czeka”, w którym jeździł po Polsce, szukając piłkarskich talentów. Dziś jest na emeryturze. Jak mówi, energetyczną moc swoich rąk odkrył jakieś 15 lat temu, w telewizji. – Przyszła do mnie koleżanka, żebym ją zastąpił na wizji, bo źle się czuła. Ale przecież tak z marszu nie da się kogoś zastąpić – opowiada. – Dla żartu machnąłem jej kilka razy rękami nad głową i poszła prowadzić program, twierdząc, że pomogło. Potem także inni przychodzili po pomoc – wspomina Gocel. Swoje zdolności poszedł sprawdzić u specjalisty bioenergoterapeuty. Jak opowiada, stwierdzono w jego rękach bardzo mocną energię. Dziś chętnych poddaniu się niekonwencjonalnej terapii przyjmuje dwa razy w tygodniu. – Przez pozostałe dni zajmuje się wnuczkami – mówi. – Od dawna nigdzie się nie reklamuję – zaznacza.

Za to na reklamę i nowe media stawiają konkurenci z uzdrowicielskiej branży. – Długie kolejki w poczekalniach? Nie, to już nie te czasy – mówi Krzysztof Jasieniecki, który określa się jako uzdrowiciel duchowy i egzorcysta. – Teraz wszystko odbywa się za pośrednictwem Internetu. Tam ludzie mnie znajdują – zdradza Jasieniecki. Po wypadku Roberta Kubicy zaproponował polskiemu kierowcy pomoc w powrocie do zdrowia. Kubica nie skorzystał. – Ale bardzo wzrosło zainteresowanie moją osobą. Wielu ludzi zajrzało na moją stronę – podkreśla. trans.gif

Przyjmuje w warszawskiej dzielnicy Anin w prywatnym domu. W sali, w której odbywają się zabiegi, na dywanie rozłożono kamienie, na ścianie wisi obraz z okiem opatrzności. W poczekalni ściany obwieszone są oprawionymi w ramy świadectwami i certyfikatami. – Uczę się od mistrzów na całym świecie – zapewnia Jasieniecki.

Wanna z boską wodą

Coraz chętniej znachorzy czy bioenergoterapeuci korzystają z angielskiego słowa „healer” zamiast swojsko brzmiącego „uzdrowiciel”. Większość ma internetowe strony, kontaktuje się z potencjalnymi pacjentami za pomocą e-maila czy Skype’a. W dużych miastach działa nawet po kilkadziesiąt takich osób, w mniejszych ośrodkach po kilka. – Polska jest prawdziwą potęgą w uzdrawianiu – uważa Jasieniecki. Jego zdaniem w całym kraju zajmuje się tym procederem nawet do kilkudziesięciu tysięcy osób. Oprócz rodzimych uzdrowicieli sporą grupę stanowią przybysze z Filipin.

Jezuita o. Jacek Prusak, kapłan i psychoterapeuta, zwraca uwagę, że wysyp uzdrowicieli i zapotrzebowanie na ich usługi wynika z faktu, że ludzie poszukują natychmiastowego rozwiązania swoich problemów. – Tradycyjna medycyna czy psychoterapia wymagają czasu, by komuś pomóc. Tymczasem wielu z tak zwanych uzdrowicieli zapewnia, że pomoc będzie błyskawiczna – mówi o. Prusak.

Oferta „uzdrowicielskiej” branży jest zróżnicowana. Józef Ciuraj na stronie internetowej proponuje usuwanie klątw, czyszczenie umysłu czy założenie energetycznego pancerza ochronnego. Można też zaopatrzyć się w wodę z boską energią, którą Ciuraj reklamuje następująco: „Były przypadki, że już po wlaniu jednej szklanki mojej wody do pełnej wanny niektóre osoby czuły się tak odurzone energią, że nie dały rady same z niej wyjść”.

Halina Molęda z Kielc chwali się, że nie tylko uzdrawia, ale i przepowiada przyszłość. – Przychodzą do mnie młodzi ludzie, którzy nie wiedzą, jaki zawód albo kierunek studiów mają wybrać – mówi Molęda. – Widzę, w jakim kierunku ułoży się ich życie, i podpowiadam najlepszy wybór – twierdzi.

Specjalizacja Jasienieckiego: depresja, choroby ciężkie, zespoły przewlekłego zmęczenia, nerwice. Proponuje nawet uzdrawianie na odległość. Nie ma potrzeby zjawienia się w jego gabinecie. – Dla mnie odległość nie gra roli. Nie ma znaczenia, czy osoba jest w Nowym Jorku, czy w Sydney – deklaruje.

Na odległość może uzdrawiać też Gocel. Podkreśla, że doskonale radzi sobie z refluksem. – Ale można do mnie przychodzić ze wszystkimi chorobami – zaznacza. Jak mówi, specjalizuje się zwłaszcza w leczeniu sportowych kontuzji – ot, chociażby woda w kolanie, bóle kręgosłupa czy trudności w powrocie do formy po operacji. Zaznacza, że czasem z jego usług korzystają nawet czołowi piłkarze. Jak mówi, występ jednego z zawodników grających w niedawnym meczu Polska – Niemcy był zagrożony. – Po sześciu zabiegach zasuwał po boisku jak nakręcony – twierdzi Gocel.

Kontaktami ze sportowcami chwali się też Tadeusz Cegliński. Ten jeden z najbardziej znanych polskich bioenergoterapeutów i uzdrowicieli wybudował nawet w Tychach pięciogwiazdkowy hotel w kształcie piramidy. Jak twierdzi, położony jest on w miejscu starożytnego czakramu, dlatego nocujący w nim goście korzystają z dobroczynnej geoenergii wydobywającej się z ziemi. Pacjentów przyjmuje na terapiach osobistych (250 zł) i grupowych (120 zł). W hotelu Ceglińskiego nocowała m.in. reprezentacja Polski w piłce nożnej. Cegliński twierdzi, że dobre wyniki naszych piłkarzy za czasów Jerzego Engela to w części jego zasługa, gdyż korzystali oni wówczas z jego zabiegów.

W środowisku sportowym usłyszeć można jednak też inne opinie. Legendarna jest anegdota o tym, jak u Ceglińskiego gościła drużyna Wisły Kraków przygotowująca się do eliminacji Ligi Mistrzów. – Przed meczem Cegliński spotkał się z drużyną. W pewnym momencie podszedł do jednego z członków zespołu, chwycił go za nogę i powiedział: „Czuję, że ta noga dzisiaj strzeli gola”. W tym momencie drużyna wybuchła śmiechem, gdyż nie był to żaden z piłkarzy, tylko kierownik drużyny – opowiadali później piłkarze Wisły.

Myśl o Nowaku

Do bioenergoterapeutów, którzy gromadzili tłumy, z pewnością należy Zbigniew Nowak z Podkowy Leśnej. Jest znany m.in. z programu „Ręce, które leczą”, emitowanego najpierw w telewizji Polsat, a teraz w TV4. Nowak już od 20 lat prowadzi energoterapeutyczną działalność. Proponuje kontakt bezpośredni, przez zdjęcie, energetyzację wody czy kontakt mentalny (to trzy minuty, podczas których myśli się o Nowaku, mając przed sobą jego zdjęcie). – Fala największego zainteresowania to lata 1996 i 1997 – mówi Zbigniew Nowak. – Spotykałem się z ludźmi w największych salach w kraju – w Sali Kongresowej w Warszawie, w Hali Ludowej we Wrocławiu. Przyjmowałem nawet od 1,5 do 2 tys. osób dziennie – mówi Nowak i opowiada, że miał też ogromny namiot mogący pomieścić do tysiąca osób, a pacjentów zapisywał na dwie tury. – Po 1999 r. zmienił się klimat na rynku. Zainteresowanie się ustabilizowało – mówi Nowak.

– Dziś bioenergoterapia nie budzi już takiej sensacji jak jeszcze 20 czy 30 lat temu. Bioenergoterapeutów jest dużo więcej, zabiegi są dostępne tak szeroko jak wszystkie inne usługi, dlatego też nie ma wielogodzinnych kolejek do specjalistów z tej dziedziny, jak było w latach 90. – wyjaśnia Hanna Dziachan z Polskiego Cechu Bioenergoterapeutów, który zrzesza ok. 70 osób działających w dziedzinie bioenergoterapii (cechów bioenergoterapeutów jest w naszym kraju kilka). – No chyba że przyjedzie ktoś bardzo znany – mówi.

Grzywna i więzienie

Zbigniew Nowak chwali się, że bioenergoterapeuci znaleźli się w rozporządzeniu ministra pracy i polityki społecznej z 2010 r. Ale Piotr Olechno z Ministerstwa Zdrowia studzi entuzjazm. – To zbiór zawodów i specjalności występujących na rynku pracy – informuje. – Udzielanie bez uprawnień świadczeń zdrowotnych polegających na rozpoznawaniu chorób i ich leczeniu podlega karze grzywny – mówi Olechno i dodaje, że jeśli ktoś nie ma odpowiednich uprawnień i wprowadza w  błąd pacjentów albo działa w celu osiągnięcia zysku, podlega karze grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do roku.

Wysyp leczących niekonwencjonalnymi metodami to nie tylko polski problem. – Dotyczy wszystkich, nawet wysoko rozwiniętych krajów UE, które stosują różne metody zaporowe dla tego typu praktyk. Na przykład niemieckie towarzystwa ubezpieczeniowe nie refundują kosztów niekonwencjonalnego leczenia – zaznacza.

Na wielu forach internetowych użytkownicy wymieniają się nazwiskami uzdrowicieli i znachorów, którzy mogliby pomóc na jąkanie, blizny czy kamienie nerkowe. Wypowiedzi są skrajne. Niektórzy twierdzą, że ktoś im pomógł, inni – że wizyta zaszkodziła. „Razem z żoną, po wizycie u tej pani, po jej czarnomagicznych zaklęciach, zachorowaliśmy w takim samym czasie i na taką samą chorobę”, „Wystrzegajcie się bzdurnych opowieści o jej dobroczynnym wpływie na ludzi” – piszą o uzdrowicielce z Orli na Podlasiu użytkownicy portalu Kafeteria. pl.

Bardzo ostrożne podejście do osób, które twierdzą, że potrafią uzdrawiać, zaleca o. Prusak. – Są osoby, którym spotkania z takimi ludźmi pomagają choćby dlatego, że potrafią one ich wysłuchać – podkreśla. – Należy jednak unikać tych, którzy odwołują się do jakiś dziwnych mocy, radzą, żeby nie korzystać z pomocy lekarza. To może się zakończyć tragicznie – przestrzega.

Aktualne wydanie Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Adam Maciejewski

Polski kapitał na Kaukazie

Od 2014 r. w Armenii działa fabryka polskiej spółki Lubawa. Nawiązanie współpracy z rządem Armenii było możliwe dzięki promocji naszego przemysłu za granicą, wspieranej przez dotacje z UE

Ewa Bednarz

Kredyt z plastiku

Tylko część banków decyduje się na wydawanie przedsiębiorcom kart kredytowych. Znacznie chętniej oferują im dużo kosztowniejsze karty obciążeniowe